E.R.A,
Bengoro, Bozk na rozlúčku... O tych trzech wydawnictwach, stanowiących filar kariery
Patríka Vrbovskiego aka Rytmusa, mogliście przeczytać w zeszłym tygodniu. Gdyby
zakończyć historię pieszczańskiego emce w tym miejscu, mielibyśmy już całkiem
rozbudowaną i interesującą opowieść o raperze, który z pozycji kompletnego
outsidera przeszedł do roli legendy słowackiego środowiska, tworząc przy tym coś,
na czym wzorowali się inni, kreując i wyznaczając trendy. Jeśli mielibyśmy skończyć
na roku 2007, to już można by powiedzieć: prekursor, gwiazda, człowiek sukcesu.
Tylko że od czasu wydania drugiego Kontrafaktu minęło pięć lat. Pięć długich
lat, które zasługują na odrębne opisanie, na osobny artykuł. Dlaczego? Ano
dlatego, że jeśli do Bozku na rozlúčku Rytmus
rozwijał się w zaskakująco szybkim tempie, to te pięć kolejnych lat stanowi
prawdziwą eksplozję sławy, sukcesu i – co za tym idzie – kontrowersji najsłynniejszego
rapera Europy Środkowej.
Po piorunującym sukcesie drugiego krążka Kontrafaktu Vrbovský pojawia się w
2008 roku z singlem Zostalo
ticho (pl. Została cisza).
Nie musi zapowiadać już nowych projektów, nie potrzebuje upewniać swoich fanów
w przekonaniu, że dalej trzyma formę. Ostatnie lata wdrapywania się na szczyt
zaowocowały pozycją niekwestionowanego lidera słowackiej branży hip-hopowej, więc
nawet jeśli rok 2008 nie przynosi żadnego większego materiału sygnowanego jego
pseudonimem, to wskaźniki jego popularności bynajmniej nie opadają.
A nawet jeśli któryś z fanów przestraszył się, że jego
ulubiony raper zwalnia tempa, to było to zupełnie niepotrzebne. Kolejny rok
staje się bowiem jednym z jego najproduktywniejszych. To właśnie wtedy wychodzi
w Polsce znana i grywana do dzisiaj w klubach kolaboracja Soboty, Dona
Guralesko i Wall-E'ego z Kool Savasem, Bigzem i właśnie Patríkiem. Na Słowacji
i w Czechach ukazuje się singiel piosenkarki Tiny z jego gościnnym udziałem pt.
Príbeh (pl. Historia), który – jak to określił amerykański raper z Pragi,
Nironic – bije z głośników za każdym razem, kiedy robisz zakupy w TESCO.
Rytmusa grają nawiększe radiostacje. Stanowi on, wraz ze swoim majątkiem i życiem
prywatnym, łakomy kąsek również dla tabloidów. Krótko mówiąc: Vrbovskiemu
powodzi się jak nigdy. Cóż można jeszcze uczynić?
Ano, na przykład rozwalić całe miasto... Klip do singla Verejný nepriateľ (pl. Wróg publiczny) z pewnością nie należy do niskobudżetowych (później
wychodzi na jaw informacja, iż kosztował on ok. 200 tys. €) , a Rytmus kroczący
po ruinach Bratysławy zdaje się być jeszcze pewniejszy siebie niż zwykle. Nic
dziwnego – teledysk powstaje bowiem niedługo po ukazaniu się wyczekiwanego
przez wszystkich drugiego solowego album rapera. Jesienne miesiące dwa lata
temu przyniosły pierwszy przełomowy moment – wydanie albumu Kontrafaktu, który
zamknął pewien rozdział w karierze pieszczańskiego pół-Roma. Teraz przychodzi
jesień 2009, a wraz z nią przełomowy moment numer dwa. Panie i panowie, przed
wami Kral (pl. Król)!
„Nie muszę
się przedstawiać, każdy wie, że jestem królem.” [cytat pochodzi z utworu Verejný nepriateľ, album Kral,
2009]
To, że Rytmus lubi zaskakiwać, widać (a raczej słychać)
najlepiej właśnie na przykładzie najnowszego albumu. Oto rap sensu stricto ustępuje
miejsca eksperymentom z łączeniem gatunków. Vrbovský sięga po r&b i
elektronikę, dołącza do swojej twórczości podśpiewywane linijki, nie boi się
zmierzać w kierunku muzyki popowej. Nie oznacza to jednak, że idzie po linii
najmniejszego oporu. Przecież zdobycie bitu od samego DJ-a Premiera (a taki właśnie
znajdziemy na tracku Jediný) wymaga z
pewnością niemałych starań. W każdym razie, Kral
jest inny niż wszystko, co Rytmus do tej pory wydał.
Efekt? Płyta, która trafia na sklepowe półki 30
listopada, pierwszego dnia grudnia stała się platyną. Wystarczył jeden dzień,
aby osiągnąć ten status. Fakt, że jest to absolutny rekord jeśli chodzi o słowacką
i czeską branżę hip-hopową, jest chyba oczywisty, podejrzewam jednak, że na próżno
szukać czegoś podobnego również w innych gatunkach muzycznych. Najdroższy klip
w historii, najszybciej zdobyta platyna, najlepsza do tej pory sprzedaż (do
2011 roku ponad 30 tysięcy sprzedanych kopii)... Rytmus wdrapał się właśnie na
szczyt?
„Oczekiwałem
tego. Kocham was, dzięki za wsparcie.” [cytat pochodzi z artykułu Rytmusov album Král platinový za jeden deň ze strony 90bpm.sk]
Na Králu jest
wszystko. Potężne Zlatokopky (pl. pejoratywne określenie na dziewczyny
utrzymujące się z tzw. sponsoringu), prześmiewcze Salalaj, osobisty Král (pl.
Król), upbeatowa Sága pokračuje (pl. Saga trwa
nadal). Rytmus nie stworzył dotychczas tak różnorodnego albumu i właśnie to
staje się przyczyną pewnych kontrowersji. Wśród okrzyków zachwytu ze strony słuchaczy
daje się od czasu do czasu usłyszeć cichy jęk zawodu, a może i nawet
zniesmaczenia. Część fanów nie podziela opinii, że muzyka powinna ewoluować i
oczekując drugiego oldschoolowego Bengoro,
obchodzi się smakiem. Pojawiają się (który to już zresztą raz?) zarzuty, że
Vrbovský zaprzedał duszę diabłu o mrożącym krew w żyłach wszystkich gorliwych
undergroundowców imieniu: komercja. Że robi łatwą, chwytliwą muzykę. Że to już
nie rap, tylko jakieś disco. Że się skończył.
Stylowy Monopol –
kawałek wypuszczony w 2010 na producentce bitmejkera o pseudonimie Grimas – ma
w zamierzeniu uciąć te spekulacje. Chwilę potem dochodzi jednak do kolejnej
kontrowersyjnej sytuacji. Oto słowacka hybryda Naszej-klasy i Fotki, czyli
Pokec, którego użytkownicy rzadko kiedy mają więcej lat, niż trwa do teraz
kariera Rytmusa, decyduje się na zatrudnienie rapera przy tworzeniu kampanii
reklamowej. Skoro idą za tym porządne pieniądze, Vrbovský nie odmawia – do
takiego podejścia zdążył już przecież przyzwyczaić swoich fanów. Reakcje części
środowiska są jednak bardzo negatywne.
„Ale tu
chodzi o to, niech rapuje i niech nie bierze udziału w tych popowych gównach.
Album «Bozk na rozlúčku» był świetny. Ale od wtedy nie mogę go słuchać.” [komentarz jednego z czytelników artykułu Rytmus: Nový singel nie je nikomu ľahostajný,
to je dobre!, portal Aktuality.sk, 07/2010]
Wygląda więc na to, że eksperymenty muzyczne i olbrzymi
sukces komercyjny „okupione” zostały utratą respektu u części słuchaczy. Imiesłów
w poprzednim zdaniu wrzuciłem w cudzysłów nieprzypadkowo. Cóż to bowiem za
okupienie, skoro Rytmus wciąż nie schodzi ze szczytów rankingów popularności? Z
pewnością duża część komentarzy podobnych do powyższego to również głosy hejterów,
do których obecności pieszczański emce musiał być przyzwyczajony od samego początku
swojej kariery. A to, że teraz ich przybyło... Cóż z tego?
Pod koniec roku 2010 dowiadujemy się, że Vrbovský zasiądzie
w jury drugiej edycji czesko-słowackiego Superstar, czyli programu bliźniaczego
do polskiego Idola. Mamy więc kolejną kontrowersję, kolejne głosy krytyki ze
strony „tych prawdziwych” i... sto tysięcy euro na koncie rapera. Rozbrajająca
szczerość, z jaką wypowiada się on o swojej gaży za udział w programie i o tym,
co myśli o tego typu show, chyba najlepiej odzwierciedla jego charakter. Ot,
paradoks show-biznesu – możesz z niego szydzić, przejechać się po nim po całości,
a i tak ci zapłacą...
Rok 2011 przynosi jedne z najbardziej znanych singli
rapera z Pieszczan – Technotronic Flow i
JEBE. Ten drugi ponownie wywołuje
burzę wokół jego osoby i to nie tylko ze względu na soczysty, pełen wulgaryzmów
tekst. Wydanie singla łączy się bowiem z zapowiedzią trzeciego solowego albumu
artysty. Otrzymujemy zapewnienie, że teraz będzie inaczej niż dotychczas. Bujający
podkład do JEBE produkuje uznany
czeski producent Sukowach, który razem z S3RiOUS-em odpowiada lwią część bitów
na przygotowywanym albumie. Pomimo zeszłorocznych kontrowersji, oskarżeń o
szeroko pojęte „popsucie się” i opadnięciu emocji po Kralu – apetyty słuchaczy rosną. A kiedy 9 października 2011 na
YouTube pojawia się poniższy filmik, wszyscy ponownie czekają już tylko na
jedno.
2 grudnia 2011. Tvoj Tatko Records wypuszcza album Fenomen. Słuchacze otrzymują w nim
jedenaście utworów, wśród nich dwa z gościnnym udziałem Ego. Rzeczywiście, jest
inaczej niż poprzednio. Rytmus na Fenomenie
również stawia na eksperymenty, również łączy czysty rap z innymi
gatunkami, nie boi się wprowadzać do swojej muzyki elementów, których na Słowacji
jeszcze nikt nie wprowadził. Przyciąga to rzeszę zwolenników, jak i zauważalne
grono krytykujących. Jedno jest jednak pewne – Fenomen to płyta, obok której nie da się przejść obojętnie. I bije
od niej stylem. Na kilometr.
„– Robiło
ci się ten album najtrudniej, ze względu na to, że czasami odbiega on trochę od
rapu?
– To na
pewno, jeśli chcesz pobić album Kral i znowu chcesz bić rekordy. Podnoszę
poprzeczkę wyżej i trudno jest robić hity. Człowiek, który nie wydaje albumów,
nie wie o czym mówię. Ciężko jest w dzisiejszych czasach sprzedać piąty album,
ciężko jest w dzisiejszych czasach mieć kanał na YouTube z całkowitą liczbą wyświetleń
przekraczającą 50 000 000. To nie efekt szczęścia tylko wieloletniej harówki.” [fragment wywiadu Na
vrchu som sám, pretože som jebnutý po premierze płyty Fenomen, portal
Refresher.sk, 12/2011]
Fenomen staje się
trzykrotną platyną. Wypuszczony w 2012 roku teledysk do znajdującego się na nim
utworu AKM notuje ponad sześć milionów
wyświetleń. Jeśli komuś przyjdzie na myśl zadać pytanie: czy którakolwiek z
produkcji Rytmusa (solowych, jak i wspólnie z Ego i Anysem) nie osiągnęła
komercyjnego sukcesu, odpowiedź jest krótka i treściwa: nie. Jeśli ktoś spyta o
to, czy na którymkolwiek z albumów da się wyczuć prostactwo, niedopracowanie,
tandetę, odpowiedź jest krótka i treściwa: nie. Jeśli ktoś zacznie się
zastanawiać, czy głosy niezadowolenia, jakie pojawiły się po wydaniu Krala jakkolwiek przyćmiły karierę
pieszczańskiego emce, odpowiedź jest krótka i treściwa: nie.
Muzyka Patríka Vrbovskiego nie musi podobać się każdemu.
Styl słowackiego artysty jest specyficzny, na próżno szukać u niego pewnych
elementów, które uważa się dziś powszechnie za wyznaczniki „skillsowości”
rapera. Również jego sposób bycia może nie przypaść wszystkim do gustu. Niezależnie
jednak od tego, co myślimy o egzystencji i twórczości pół-Roma z Pieszczan, nie
możemy – po prostu nie możemy – odmówić mu charyzmy, wyjątkowości, talentu i
przedsiębiorczości. Rytmus, Panie i Panowie, to w istocie fenomen. Ziemia słowacka nie spłodziła drugiego takiego zawodnika i
myślę, że nie będzie w żadnym wypadku przesadą stwierdzenie, że nie ma on sobie
równych w naszej części Europy. Kiedy w 2013 roku ogłoszono, że powstaje trzeci
Kontrafakt, setki tysięcy (a, sądząc po wyświetleniach na YouTube, może i
miliony?) słuchaczy – łącznie ze mną – ponownie będą śledzić wydarzenia
poprzedzające jego wydanie. Kiedy w lipcu ukazał się pierwszy singiel, Stokujeme vonku (pl. Włóczymy się na zewnątrz albo Chillujemy na zewnątrz), stało się
jasne, że ten materiał znowu tworzony jest z zamiarem pobicia poprzednich.
Kiedy kończyłem składać ten artykuł – w niedzielę 24 listopada 2013 – pojawił
się drugi klip...
Pokuszę się o stwierdzenie, że nie słyszałem niczego
lepszego od tych panów. Zbliżająca się wielkimi krokami Navždy (pl. Na zawsze) ma
szanse zrobić jeszcze bardziej niż zwykle zamieszać na słowackiej scenie.
Zainteresowanie twórczością Vrbovskiego rośnie również w naszym kraju. Z
nieukrywanym zadowoleniem mogę stwierdzić, że znam coraz więcej ludzi, którzy
przesłuchali Fenomen, którzy sięgają
po krążki Kontrafaktu, a nawet
takich, którzy z dumą chwalą się fizycznymi wydaniami Bengoro czy Krala. Panie
Patríku Vrbovský, czy po ponad dwudziestoletniej karierze, po niewyobrażalnym,
nieosiągniętym przez nikogo innego, sukcesie, wspominane przeze mnie w części
pierwszej artykułu o tobie zejście w blasku jupiterów nastąpi już niebawem? Czy
stanie się tak po premierze Navždy?
„Mam
wielkie plany, wielkie marzenia i wielkie cele...” [fragment wywiadu Na vrchu som sám, pretože som jebnutý
po premierze płyty Fenomen, portal Refresher.sk, 12/2011]
Trzymam za słowo, Rytmus.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz