Ostatnie tygodnie
przyniosły ze sobą trzy daty , które dla fanów starego, dobrego hip hopu były
okazją do udowodnienia sobie kolejny raz, że takiego rapu jak „kiedyś” to nie
będzie już nigdy, że teraz chodzi już tylko o hajs, a zajawka to jakaś
abstrakcyjna rzecz, której nie rozumie już nikt. Czy te stwierdzenia są słuszne
czy nie, to już zostawiam każdemu z Was do indywidualnego rozstrzygnięcia, a
tym czasem warto przyjrzeć się powodom, dla których takie rozważania u fanów
oldschool’u wywołały. Jakie to powody? Dwudzieste rocznice wydania debiutu Snoop
Doggy Dogg’a „Doggystyle” (23 XI) i Wu
Tang Clanu – „Enter the Wu-Tang (36 Chambers)” (9 listopada) oraz czternasta drugiego albumu Dr. Dre –
„The Chronic 2001” (16.11). Każdy z tych albumów zapisał się złotymi zgłoskami
w historii rapu i każdy z nich, bez dwóch zdań,
jest KLASYKIEM, który każdy szanujący się słuchacz rapu powinien znać i
to lepiej niż dobrze. O znajomości tych ksywek chyba wspominać nie muszę ;)
Na początku chcę
jeszcze ustalić jedną rzecz. Nie chcę tutaj „recenzować” powtórnie tych dzieł,
po prostu chcę je Wam przypomnieć, a tych z Was, którzy jakimś cudem nie znają
tych produkcji, chcę uświadomić o ich ignorancji i wprawić w poczucie dużego
wstydu. Dobra, koniec ględzenia – zarzucamy evergreen’a
na głośniki!
Cash rules everything around me, cream
get the money dollar dollar bill ya’ll – follow up’ów do tego wersu jest
prawie tyle, co do słynnego sky is the
limit Biggiego. Przez magazyn
Rolling Stone 36 Chambers została umieszczona na 386 miejscu 500 albumów
wszech czasów, co trzeba przyznać, jest osiągnięciem. Płyta nie ma może
wielkich bengerów czy klubowych hitów, ale bez wątpienia jest Wielka.
Niesamowita chemia między wszystkimi członkami składu, masa klasycznych wersów
no i świętej pamięci Ol’ Dirty Bastard we wspaniałej formie – to wszystko i
jeszcze więcej wciąż czeka na tę garstkę nieświadomych słuchaczy, którzy tego
albumu nie sprawdzili do dziś. Nie ma co przebierać w słowach – jeśli uważasz
się za słuchacza i fana rapu, nieznajomość Wu Tangu automatycznie
dyskwalifikuje Cię z tego grona. Więc
jeśli naprawdę jakimś cudem nie słyszałeś/aś tego materiału to nie trać swojego
cennego czasu na czytanie moich wypocin tylko bierz się za odsłuch tych
ulicznych historii z nutką Shaolinu w tle, a my przejdźmy do następnego
materiału w g-funkowych rytmach.
Cóż.. Trzeba się przyznać, że kiedyś z moim człowiekiem Zet Fachem,
oszpeciliśmy ten zacny numer naszym wokalem i najprawdopodobniej jeszcze do
niedawna uważaliśmy go za dobry. Ale każdy z nas popełnia błędy, więc może i
nam kiedyś ktoś to wybaczy. Wujek Snoop pewnie by nam wybaczył, bo on równym
człowiekiem jest. Chociaż ostatnio
przemianował znów swoją ksywę na Snoopzilla
i zajmuje się jakimś funkowym projektem. To nie żart. Był pies, był lew, teraz
czas na monstrum. A, tak na poważnie – Snoop Dogg’a zna praktycznie każdy fan
muzyki. Nawet jeśli nie słucha rapu, to takie hiciory jak I Just Wanna Make You
Wet czy I Wanna Fuck You hulały w telewizji i radiostacjach non stop i naprawdę
ciężko było się nimi już nie znudzić. Teraz Snoop powoli staje się sympatycznym
choć trochę ekscentrycznym dojrzałym panem,
ale były czasy kiedy był gangsterem z krwi i kości i nawijanie o laskach
i marihuanie przeplatał z opisywaniem swojego ulicznego życia. A tego, jako
członek Crips’ów zaznał w dużej ilości. Bliższa znajomość z Dre umożliwiła mu
wdarcie się szturmem na listy przebojów już podczas debiutu, ale publika mogła
już wcześniej usłyszeć jego wokal i rymy na pierwszej solówce Dre, wszyscy
grający w GTA: San Andreas już pewnie wiedzą o jaki numer (między innymi) mi
chodzi, a w istnienie ludzi nie znających „Nuthin, but a G’ thang” nie wierzę
;) A co o samym Doggystyle mogę
jeszcze napisać? Cóż, jak na dwudziestolatka, co w rapie jest równoznaczne z
paroma epokami, trzyma się świetnie. Buja tak samo jak w dniu premiery, a może
nawet jeszcze lepiej, także zanim dojdziecie do trzeciej części artykułu,
polecam odpalenie Gin and Jucie. W hołdzie dla wujka Snoop’a ;)
No i dochodzimy do
ostatniej, najmłodszej pozycji w tym wspominkowym materiale. Najbardziej
znanej, najbardziej bujającej i jedynej, która nie jest debiutem, a jego
bezpośrednią kontynuacją. 2001 (czasem zwana The Chronic: 2001). Myślę, że
słowa są zbędne. Wsiadajcie do swojego lowrider’a, odpalcie suszony majeranek w
bibułce, otwórzcie browar i zawołajcie koleżanki z klasy. Słuchamy króla
bengerów.
Ooo tak, legendarny numer, legendarnego producenta i rapera.
Ale w ramach ciekawostki, o której mało kto wie, muszę wspomnieć, że bit w Still
Dre NIE JEST wyprodukowany przez Dre, tylko przez Scot Storch, a sam Dre przy
pracy nad płytą korzystał z tekstów raperów takich jak Nas, Eminem, Jay-Z czy
Royce da 5’9”. Ale tak naprawdę, to pełnoprawną solówką to w sumie nie jest.
Potężna ilość gościnnych zwrotek, jeden (!!!) solowy numer i spory udział
ghostwriter’ów kładzie delikatny cień na tym albumie, ale to tylko czepianie
się. Każdy numer nadaje się tu na singiel, ilość kawałków, które przeszły do
historii gatunku jest praktycznie równa z liczbą numerów na trackliście. Głosów
w dyskusji, która płyta Dre jest lepsza jest tyle, ile mamy słuchaczy, także
tutaj pozwolę sobie stanowiska nie zabierać i nie będę Wam niczego od siebie
narzucać. Okaże to pewnie w dniu premiery „Detox’u” J
Nie wiem co mogę
napisać na zakończenie, naprawdę wątpię, żeby uchował się ktoś kto nie znał
tych pozycji, warto jednak przypomnieć je sobie w czasach kiedy nowe albumy
mamy codziennie na wyciągnięcie ręki, a regularne sprawdzanie wszystkich
nowości z USA jest naprawdę ciężkim zadaniem. Do dzisiaj mało który materiał
chociaż zbliżył się do nich poziomem i wciąż cieszą one słuchaczy. Te tytuły
dały praktycznie zapewniły swoim twórcom nieśmiertelność wśród prawdziwych
fanów, a nieśmiertelność to nie byle co ;) Choć sam uważam za głupotę słuchania
TYLKO starych płyt i narzekanie, że rap się skończył itp., to nie sposób nie
powiedzieć, że chciałoby się czasami jednak wrócić do tych czasów kiedy liczył
się tylko rap. Z tą nostalgiczną myślą zostawiam Was tego wieczoru, pis joł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz