Dzisiaj,
można powiedzieć, odcinek specjalny. Nie będzie bowiem prezentacji
rapera z żadnego słowiańskiego kraju, nie będziemy mogli za wiele
posłuchać, ciężko w ogóle nazwać ten artykuł „muzycznym”.
I za to przepraszam, jednak znalezisko sprzed kilku dni skłoniło
mnie do napisania kilku słów, których pierwotnie nie miałem
napisać. Nie byłem z początku pewien, czy poniższy wywód będzie
odpowiedni dla rubryki SlavRaps, jednak po jakimś czasie
stwierdziłem, że tak. Tłumaczę to faktem, iż to moje miejsce na
Podsłuchalni opiera się na dwóch zasadniczych pojęciach: muzyka i
szeroko pojęta Słowiańszczyzna. Temat, który chcę dziś
poruszyć, niewątpliwie koresponduje z tymi dwoma filarami.
Cóż
to za znalezisko? Szereg portali informacyjnych przekazało kilka dni
temu informację o tym, że najbardziej znany przeciętnemu
Kowalskiemu producent rapowy, czyli Donatan,
nie uciszył swojego – ekhem, ekhem – „słowiańskiego” ducha
po wydaniu Równonocy,
a następnie singla My
Słowianie
i postanowił ponownie zabrać głos w sprawie kultury naszych
przodków. Jako że sam uważam siebie za zapalonego słowianofila,
tak z pasji, jak i ze studiowanego kierunku, po prostu nie mogłem
ograniczyć reakcji na to, co przeczytałem, do złapania się za
głowę i wzięcia kilku głębszych wdechów na uspokojenie. Nie
mówię, że jestem osobą kompetentną, aby prawić niepodważalne
morały o Słowianach i ich kulturze, ale wydaje mi się – a nawet
jestem pewien – że to, czego mnie dotychczas nauczono i w ogóle
cała moja wiedza na ten temat, zasadniczo kłóci się z rewelacjami
pana Donatana.
Szybkie
streszczenie cytowanej w internecie wypowiedzi producenta: Kościół
rzymskokatolicki w Polsce jest ambasadorem obcej kultury. Słowianie,
w opinii Kościoła, byli przed chrystianizacją prymitywnymi ludźmi,
którzy chodzili po drzewach. Kulturę przyniósł nam, Słowianom,
św. Wojciech. Święty Wojciech palił ludzi na stosie.
Chrześcijaństwo poczyniło naszej kulturze więcej złego niż
dobrego.
Zanim
zmierzę się z powyższymi założeniami, chciałbym zwrócić Waszą
uwagę na pewną bardzo istotną kwestię. Otóż pan Donatan –
niestety, podobnie jak większość opiniotwórczych mediów w Polsce
– myli pojęcia. Niefortunnym w moim odczuciu żonglowaniem
określeniami: Polacy i Słowianie, kultura polska i kultura
słowiańska pokazuje, że albo nie do końca wie, o czym mówi albo
ubiera to w niewłaściwe słowa. Utożsamianie najstarszych etapów
naszej historii ze słowiańskością jako taką jest niestety
bolączką wielu rodaków. Powoduje ono sytuacje, w których słysząc
„Słowianie”, wspomniany na początku tekstu Jan Kowalski może
pomyśleć o siedzącej gdzieś w starej polskiej puszczy przy
ognisku grupie ludzi, którzy właśnie oddają się czczeniu pór
roku albo – o, zgrozo – ubijaniu masła. Błąd, panie Kowalski
(i panie Donatanie). My byliśmy Słowianami i wtedy, i dziś. Nie
tylko zresztą my, ale – dawniej – setki innych plemion już w VI
wieku rozrzuconych na obszarze od Wielkopolski po Morze Egejskie, od
Łaby co najmniej po Dniepr oraz kilkanaście narodów obecnie.
Racja, kultura plemion lechickich (bo o pojęciu Polak
ciężko
jeszcze wtedy mówić) jest kulturą naszą, ale nazywanie jej
słowiańską budzi u mnie obawę, że ktoś tu próbuje twierdzić,
iż tylko dawny Polak = Słowianin.
Przejdźmy
jednak do konkretów. Pan Donatan obstaje przy tym, iż te plemiona
słowiańskie, które utworzyły na terenie dzisiejszej Polski
pierwsze twory państwowe i które uważamy za protoplastów naszego
narodu (Polanie, Wiślanie itd.), stworzyły fascynującą kulturę,
w którą z ciężkimi buciorami wprosiło się chrześcijaństwo.
Niewątpliwie, przed chrystianizacją z czasów Mieszka I mamy do
czynienia z bardzo ciekawym okresem z unikalnymi zwyczajami,
tradycjami, wierzeniami. Z retoryki producenta wynika jednak, że
kiedy w 966 r. Piastowie przejęli od Czechów nową wiarę (nie będę
rozpisywał się tu o okolicznościach i celach, od tego są
odpowiednie publikacje), rozpoczęła się jakaś deslawizacja
kultury
naszych przodków. Donatan nie raczy jednak wspomnieć o gigantycznym
rozwoju kulturowym po wstąpieniu do obszaru kultury łacińskiej,
uznając najwidoczniej, iż jest to coś obcego i basta. Tymczasem
śmiem twierdzić, że po chrystianizacji tacy Piastowie nie czuli
się mniej „słowiańscy” niż przedtem. Chrześcijaństwo
istotnie zmieniło naszą kulturę i nadało jej nowy kierunek.
Rozwój piśmiennictwa, sztuki sakralnej, architektury, a nawet
sposobów organizacji rolnictwa... Długo by wymieniać. Przyjęliśmy
je jednak i do pewnego stopnia (choć zapewne mniej, niż gdyby
dostała się na te tereny misja Cyryla i Metodego) zaadaptowaliśmy
– mieliśmy na to przecież dużo czasu. To w dalszym ciągu nasza
kultura, a chrześcijaństwo – nie umniejszając wierzeniom
pogańskim, czy (jak woli pan Donatan) wierze rodzimej – jest,
kolokwialnie mówiąc, cholernie słowiańskie. Nie ma bowiem dziś
nieschrystianizowanego narodu słowiańskiego (choć do obecnych czasów przetrwała pewna grupa słowiańskich muzułmanów), a kultury narodów
zaliczanych w poczet Słowiańszczyzny nigdy nie rozwinęłyby się
do takiego stopnia, gdyby magiczną różdżką wymazać z ich
historii chrzest. Wątpliwości? Polecam zapoznać się z detalami i
efektami choćby misji wielkomorawskiej.
Poza
tym, obarczanie odpowiedzialnością Kościoła rzymskokatolickiego w
RP za wprowadzenie nowej wiary u naszych przodków jest – mimo
mojego sceptycyzmu wobec tej organizacji – co najmniej nie w
porządku. Państwa Piastów nie chrystianizował przecież on. Jest
to jedynie – podobnie jak dziesiątki innych chrześcijańskich
grup wyznaniowych na terenie naszego kraju – dzisiejszy efekt
pośredni owej dawnej chrystianizacji (i to posłużyłem się chyba
zbyt dużym uproszczeniem). Kościół ambasadą obcej kultury? No
nie bardzo...
Nie
znalazłem również w swoich poszukiwaniach (tak teraz, jak i
podczas całej swojej krótkiej slawistycznej „kariery”) wzmianki
o św. Wojciechu, który
paląc ludzi zmuszał ich do przejścia na wiarę nie będącą naszą
wiarą narodową. Pomijam
już kolejne niefortunne sformułowanie: „wiara narodowa”, ale to
zdanie trochę wybiło mnie z rytmu. Słowiański (a ściślej:
czeski) duchowny Vojtěch Slavníkovec podczas swojego bardzo
barwnego życia pełnił rolę misjonarza w wielu miejscach, jego
pobyt u Bolesława I Chrobrego był jedynie epizodem. Podczas
chrystianizacji Prusów (a więc nie-Słowian) dochodziło co prawda
do starć z nieprzychylną mu ludnością, on sam uczestniczył też
w bitwach z plemionami pruskimi (w jednej z nich ginąc), nie mam
jednak żadnych informacji o jakimś szczególnym okrucieństwie tego
człowieka. Correct
me if I'm wrong.
Pozostawię
zatem otwartym pytanie, dlaczego akurat św. Wojciecha tak przyczepił
się pan Donatan, uznając go za czołowego piewcę obcości i
praktycznie obarczając całą winą za adaptację kultury
łacińskiej w Polsce...
Słoweński zespół Laibach w utworze Slovania. Co
prawda nie rap, ale przykład ciekawej interpretacji tzw. Hymnu wszechsłowiańskiego. Można czerpać z pięknej słowiańskiej tradycji nie
spłaszczając jej? Można.
Mam
nadzieję, że wybaczycie mi to odstępstwo od muzyki na blogu jak
najbardziej muzycznym. Nic jednak nie poradzę na fakt, że na
wzmianki o Słowiańszczyźnie jestem wyczulony jak na nic innego.
Jeśli więc ktoś zabiera głos w tego typu sprawach, oczekuję od
niego przynajmniej podstawowej wiedzy i merytorycznego poparcia dla
swoich tez. Pan Donatan ma prawo do własnych poglądów. W moim
odczuciu jednak głoszenie rewelacji niepopartych żadną
przekonującą argumentacją – tym bardziej jako osoba znana,
rozpoznawalna – jest co najmniej nie na miejscu. Rozumiem, że na
tej swojej osobliwej (i nie oszukujmy się: bardzo spłaszczonej –
jeśli popatrzeć na klipy do Równonocy)
wizji słowiańskości polski producent zarobił niemałe pieniądze
i teraz chętnie odcina kupony od najlepiej sprzedanego materiału.
Obawiam się jednak, że ktoś tu znowu potwierdził, iż bolączką
ludzkości jest podejście: nie
znam się, to się wypowiem.
WOJCIECH
SUSKI
Świetny artykuł, który wiele wyjaśnia i prostuje pewne fakty. Czepię się tylko św. Wojciecha. Okrutnikiem to on raczej nie był, ale to co on zrobił w Prusach, dzisiaj jest zagrożone 2 latami w pudle za "obrazę uczuć religijnych". Gdyby w tamtych czasach ktoś wparował do kościoła, mówiąc że chrześcijaństwo jest fałszywą wiarą, skończyłby niechybnie na stosie ku uciesze gawiedzi, po uprzednich wymyślnych torturach. Pogańscy Prusowie za pierwszym razem wygnali św. Wojciecha, za drugim został skazany na ścięcie przez lokalny wiec. Ten i wiele innych przypadków każą się zastanowić, kto był naprawdę barbarzyńcą. Nie wspomnę już o metodach "nawracania" stosowanych przez Krzyżaków, które przy tamtej skali można porównać do niemieckich zbrodni z czasów II wojny światowej.
OdpowiedzUsuń