Polub mnie!

sobota, 11 stycznia 2014

Wywiad z zespołem Appleseed

Appleseed jest zespołem, który czerpiąc z wielu nurtów, stara się tworzyć swój własny i niepowtarzalny styl muzyczny. Ich piosenki docierają nie tylko do polskich fanów, ale są doceniani również za granicą. W 2006 roku ukazał się ich debiutancki album „Broken Lifeforms”. W 2010 roku wydali „Night In Digital Metropolis” i cały czas koncertują. O muzyce i planach na przyszłość z gitarzystą zespołu – Wojtkiem Deutschmannem oraz klawiszowcem - Wojciechem Ślepeckim rozmawiała Katarzyna Leszczyńska.





Katarzyna Leszczyńska: W jednym z artykułów nazwano Was „wyjątkowo optymistyczną grupą”. Czy staracie się zarażać swoich słuchaczy tym optymizmem?

Wojtek Deutschmann: Przede wszystkim chcemy zarażać słuchaczy naszą muzyką. Ma ona wiele odcieni, także te mniej optymistyczne. Nie skupiamy się jakoś szczególnie na konkretnym odczuciu. Zależy nam, aby słuchacz otrzymał pełen pakiet uczuć, wybór należy do niego.

Wojciech Ślepecki: . Muzyka to nasze zainteresowanie, to coś co daje nam dużo radości. Często improwizujemy. Na próbach potrafimy grać i grać godzinami. Tworzenie daje nam energię, co przekłada się na satysfakcje i życiowy optymizm. Widać to na naszych koncertach. Lubimy grać w klubach, bo po koncercie możemy wtopić sie w tłum i podtrzymać tę energię.

K.L.: Uważacie, że Wasze piosenki mogą w jakiś sposób wpływać na myślenie lub wrażliwość odbiorców?

W.D.: Na jednym z koncertów fani śpiewali nasze teksty co znaczy, że w jakimś stopniu identyfikują się z nimi. Wierzę, że nie jest to tylko ślepa miłość, a dowód na to, że poruszyliśmy choć w mikroskopijnym wymiarze ich wrażliwość.

W.Ś.: To co robimy traktujemy na poważnie. Przywiązujemy dużą wagę do tekstów. Śpiewamy o tym co nas spotyka, a pewne rzeczy są uniwersalne.

K.L.: Wasze koncerty uzyskują dobre recenzje. Co decyduje o ich jakości? Czy relacje, które są między Wami, mają wpływ na Wasze występy?

W.D.: Miło nam o tym słyszeć, na takie słowa ciężko pracujemy. Do występów przed publicznością podchodzimy bardzo poważnie, traktujemy je z wielka uwagą. Każdy koncert poprzedzony jest wieloma próbami, a w sam występ wszyscy z nas wkładają całe serce. Sam koncert to ciężka logistyczno - techniczna misja, podczas której na pewno umacniają się nasze relacje i biorą bezpośredni udział w kształtowaniu występu. O jakości naszych koncertów decyduje wiele czynników rozpoczynając od samopoczucia w danym dniu, kończąc na stanie nagłośnienia w klubie. Zawsze jednak pamiętamy o tym, że ktoś kto przychodzi na nasz koncert oczekuje występu na wysokim poziomie i jego satysfakcja jest dla nas najważniejsza.

W.Ś.: Koncerty to efekt finalny naszych prób. Każdy z nas, a jest nas aż sześciu, ma dużo do powiedzenia w sferze muzycznej. Stawiamy na wysoką jakość, pracujemy nad kawałkami do osiągnięcia zadowalającego efektu, odpuszczamy pomysły, które w naszych oczach, a raczej uszach nie są perfekcyjne.

K.L.: Nie podążacie za modą, a Wasze piosenki są wybitnie rozbudowane muzycznie. Co Was inspiruje do tworzenia?

W.D.: Podczas tworzenia sugerujemy się raczej tym, co podpowiada nam w danej chwili nasza intuicja, skupiamy się nad odwzorowaniem melodii, które grają nam w głowach. Wpływ na to, co rodzi się w umyśle ma wszystko to czego słuchaliśmy, co widzieliśmy, z kim rozmawialiśmy. Wszystkie aspekty życia, które wpływają na nasz nastrój bezpośrednio przekładają się na pomysły na próbach. Jeśli chodzi o nasze utwory to podświadomie czujemy, że nie należymy w całości, ogólnie ujmując, do świata popkulturowego. Ma on jednak duży wpływ na naszą wrażliwość i musi tak być, bo w nim istniejemy. Nie chcemy jednak ślepo podążać za ogólnie panującymi trendami, bylibyśmy wtedy po prostu nieszczerzy. Uważam, że wielkość zespołów polega na znalezieniu kompromisu pomiędzy sztuką, a rozrywką.

W.Ś.: Muzyka ma to do siebie, że jest niewyczerpaną studnią możliwości. Nasze kawałki nie są sztampowe, nie lubimy schematu typu zwrotka, refren, zwrotka.



K.L.: Wasze teksty są pisane w języku angielskim. Nie boicie się utraty polskości i krytyki ze strony polskich słuchaczy?

W.D.: Język angielski to sprawa czysto techniczna. Angielski jest po prostu płynny muzycznie i łatwiej się go śpiewa. Nie boimy się utraty polskości myślę, że muzyka jako sztuka jest uniwersalna i niekoniecznie musi być utożsamiana z konkretnym krajem. Osobiście uwielbiam wiele polskojęzycznych zespołów i popieram potrzebę szerzenia polskiej sztuki.

W.Ś.: . Śpiewamy w języku angielskim, by to co mamy do powiedzenia dotarło do jak największego grona. Język angielski jest bardzo plastyczny, trafia w sedno prostymi słowami i jest bliski naszym inspiracjom muzycznym. W dobie globalizacji, postępu i szerokiego dostępu do informacji, znajdujemy dzięki temu swoje miejsce w świecie muzycznym.

K.L.: Wasze piosenki zyskują uznanie nie tylko w kraju, ale również za granicą. Macie na to jakiś patent? Co zrobić, żeby zabłysnąć nie tylko w Polsce, ale również w innych krajach?

W.D.: Nasza muzyka ma potencjał uniwersalny, co powoduje przyciąganie z wielu stron świata. Nie mamy na to patentu, po prostu staramy się wszelkimi środkami trafić w do możliwie największej ilości przeciwpotencjalnych ;) słuchaczy.

W.Ś.: Bezkompromisowość i prawda to coś, co jest dla nas ważne. Ważne jest także, by mieć pomysł na siebie, by to co się tworzy było spójne.

K.L.: Jakie plany na przyszłość ma zespół Appleseed?

W.D.: Najbliższe to wydanie płyty i trasa koncertowa na początku przyszłego roku. W planach mamy też dwa teledyski. Na pewno myślimy też o zebraniu materiału na kolejne nagranie. Wszystko zweryfikuje czas.

W.Ś.: Wiosną wychodzi druga płyta długogrająca. Opracowujemy nowe pomysły na kolejnego singla. Jesteśmy w trakcie kręcenia teledysku.

Dziękuję za rozmowę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz