Appleseed jest
zespołem, który czerpiąc z wielu nurtów, stara się tworzyć swój własny i
niepowtarzalny styl muzyczny. Ich piosenki docierają nie tylko do polskich
fanów, ale są doceniani również za granicą. W 2006 roku ukazał się ich
debiutancki album „Broken Lifeforms”. W 2010 roku wydali „Night In Digital
Metropolis” i cały czas koncertują. O muzyce i planach na przyszłość z
gitarzystą zespołu – Wojtkiem Deutschmannem oraz klawiszowcem - Wojciechem
Ślepeckim rozmawiała Katarzyna Leszczyńska.
Katarzyna Leszczyńska:
W jednym z artykułów nazwano Was „wyjątkowo optymistyczną grupą”. Czy staracie
się zarażać swoich słuchaczy tym optymizmem?
Wojtek
Deutschmann: Przede wszystkim chcemy zarażać słuchaczy naszą muzyką. Ma ona
wiele odcieni, także te mniej optymistyczne. Nie skupiamy się jakoś szczególnie
na konkretnym odczuciu. Zależy nam, aby słuchacz otrzymał pełen pakiet uczuć,
wybór należy do niego.
Wojciech
Ślepecki: . Muzyka to nasze zainteresowanie, to coś co daje nam dużo radości.
Często improwizujemy. Na próbach potrafimy grać i grać godzinami. Tworzenie
daje nam energię, co przekłada się na satysfakcje i życiowy optymizm. Widać to
na naszych koncertach. Lubimy grać w klubach, bo po koncercie możemy wtopić sie
w tłum i podtrzymać tę energię.
K.L.: Uważacie,
że Wasze piosenki mogą w jakiś sposób wpływać na myślenie lub wrażliwość
odbiorców?
W.D.: Na jednym
z koncertów fani śpiewali nasze teksty co znaczy, że w jakimś stopniu
identyfikują się z nimi. Wierzę, że nie jest to tylko ślepa miłość, a dowód na
to, że poruszyliśmy choć w mikroskopijnym wymiarze ich wrażliwość.
W.Ś.: To co
robimy traktujemy na poważnie. Przywiązujemy dużą wagę do tekstów. Śpiewamy o
tym co nas spotyka, a pewne rzeczy są uniwersalne.
K.L.: Wasze
koncerty uzyskują dobre recenzje. Co decyduje o ich jakości? Czy relacje, które
są między Wami, mają wpływ na Wasze występy?
W.D.: Miło nam o
tym słyszeć, na takie słowa ciężko pracujemy. Do występów przed publicznością
podchodzimy bardzo poważnie, traktujemy je z wielka uwagą. Każdy koncert poprzedzony
jest wieloma próbami, a w sam występ wszyscy z nas wkładają całe serce. Sam
koncert to ciężka logistyczno - techniczna misja, podczas której na pewno
umacniają się nasze relacje i biorą bezpośredni udział w kształtowaniu występu.
O jakości naszych koncertów decyduje wiele czynników rozpoczynając od
samopoczucia w danym dniu, kończąc na stanie nagłośnienia w klubie. Zawsze
jednak pamiętamy o tym, że ktoś kto przychodzi na nasz koncert oczekuje występu
na wysokim poziomie i jego satysfakcja jest dla nas najważniejsza.
W.Ś.: Koncerty
to efekt finalny naszych prób. Każdy z nas, a jest nas aż sześciu, ma dużo do
powiedzenia w sferze muzycznej. Stawiamy na wysoką jakość, pracujemy nad
kawałkami do osiągnięcia zadowalającego efektu, odpuszczamy pomysły, które w
naszych oczach, a raczej uszach nie są perfekcyjne.
K.L.: Nie
podążacie za modą, a Wasze piosenki są wybitnie rozbudowane muzycznie. Co Was
inspiruje do tworzenia?
W.D.: Podczas
tworzenia sugerujemy się raczej tym, co podpowiada nam w danej chwili nasza
intuicja, skupiamy się nad odwzorowaniem melodii, które grają nam w głowach.
Wpływ na to, co rodzi się w umyśle ma wszystko to czego słuchaliśmy, co
widzieliśmy, z kim rozmawialiśmy. Wszystkie aspekty życia, które wpływają na
nasz nastrój bezpośrednio przekładają się na pomysły na próbach. Jeśli chodzi o
nasze utwory to podświadomie czujemy, że nie należymy w całości, ogólnie
ujmując, do świata popkulturowego. Ma on jednak duży wpływ na naszą wrażliwość
i musi tak być, bo w nim istniejemy. Nie chcemy jednak ślepo podążać za ogólnie
panującymi trendami, bylibyśmy wtedy po prostu nieszczerzy. Uważam, że wielkość
zespołów polega na znalezieniu kompromisu pomiędzy sztuką, a rozrywką.
W.Ś.: Muzyka ma
to do siebie, że jest niewyczerpaną studnią możliwości. Nasze kawałki nie są
sztampowe, nie lubimy schematu typu zwrotka, refren, zwrotka.
K.L.: Wasze
teksty są pisane w języku angielskim. Nie boicie się utraty polskości i krytyki
ze strony polskich słuchaczy?
W.D.: Język
angielski to sprawa czysto techniczna. Angielski jest po prostu płynny
muzycznie i łatwiej się go śpiewa. Nie boimy się utraty polskości myślę, że
muzyka jako sztuka jest uniwersalna i niekoniecznie musi być utożsamiana z
konkretnym krajem. Osobiście uwielbiam wiele polskojęzycznych zespołów i popieram
potrzebę szerzenia polskiej sztuki.
W.Ś.: . Śpiewamy
w języku angielskim, by to co mamy do powiedzenia dotarło do jak największego
grona. Język angielski jest bardzo plastyczny, trafia w sedno prostymi słowami
i jest bliski naszym inspiracjom muzycznym. W dobie globalizacji, postępu i
szerokiego dostępu do informacji, znajdujemy dzięki temu swoje miejsce w
świecie muzycznym.
K.L.: Wasze
piosenki zyskują uznanie nie tylko w kraju, ale również za granicą. Macie na to
jakiś patent? Co zrobić, żeby zabłysnąć nie tylko w Polsce, ale również w
innych krajach?
W.D.: Nasza
muzyka ma potencjał uniwersalny, co powoduje przyciąganie z wielu stron świata.
Nie mamy na to patentu, po prostu staramy się wszelkimi środkami trafić w do
możliwie największej ilości przeciwpotencjalnych ;) słuchaczy.
W.Ś.: Bezkompromisowość
i prawda to coś, co jest dla nas ważne. Ważne jest także, by mieć pomysł na
siebie, by to co się tworzy było spójne.
K.L.: Jakie
plany na przyszłość ma zespół Appleseed?
W.D.: Najbliższe
to wydanie płyty i trasa koncertowa na początku przyszłego roku. W planach mamy
też dwa teledyski. Na pewno myślimy też o zebraniu materiału na kolejne
nagranie. Wszystko zweryfikuje czas.
W.Ś.: Wiosną
wychodzi druga płyta długogrająca. Opracowujemy nowe pomysły na kolejnego
singla. Jesteśmy w trakcie kręcenia teledysku.
Dziękuję za
rozmowę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz