Powracam po
długiej przerwie, na którą nie mogło nic poradzić. Jak to student I roku DiKS
KUL ja i moi współtowarzysze klimatyzują się i szykują na pierwszą sesję
zaliczeniową. Każdy student wie z czym to się wiąże, dlatego też nie ma sensu
tego opisywać. Zwłaszcza, że nie o tym teraz mowa.
U progu świąt
tak pięknych i uroczystych odbyłem kolejną wspaniałą podróż do świata muzyki.
Tym razem w centrum zainteresowania znalazł się kolejny krakowski squad grający
muzykę z energią podobną do wybuchu wulkanu, można rzec. Nieee, żaden heavy
metal mili Państwo! To, co najcięższe nie pozostawiło tu żadnego, nawet najmniejszego
śladu, a mimo to ów siedmiu (a właściwie sześciu) utworów można słuchać bez
końca.
Cinemon -
krakowska formacja muzyczna, która z zamiłowaniem wraca do tego co stare i
dobre. Na początku działalności (rok 2005) było triem w zestawie
gitara-bas-perkusja i tak jest po dzień dzisiejszy. W grudniu 2013 wypuścili
swój nowy produkt zwany "Perfekcyjnym Oceanem". Sprzedaż idzie
wyśmienicie, a na nowy rok są już ustawione plany. Panowie pragną wyjść na
sceny (chodzi o trasę), dalej nagrywać i świetnie się bawić.
Cinemon - Analog Man
Przyjrzyjmy
się bliżej jednemu z pierwszych dokonań, a mianowicie EP-ce "Three
Days".
Jak to
wspomniałem powyżej, grupa "z zamiłowaniem wraca do tego co stare i
dobre". Chodzi tu o standardowy "powrót do korzeni", czyli
przypomnienie słuchaczom dokonań prekursorów muzycznych, którzy nadali
poszczególnym gatunkom kształt ostateczny. Po odsłuchaniu "Three Days
EP" można jasno stwierdzić, że członkowie formacji są gorącymi fanami Led
Zeppelin. Od początku do końca słychać te charakterystyczne gitary, doskonale
oddające klimat tamtych pięknych lat. Wprowadzający utwór "Up in the
skies" zaczyna się ostro i kipi
wewnętrzną energią. Wokalista stara się ze wszystkich sił wpasować się w całość
i wychodzi mu to znakomicie. Dwójka pod postacią "Na Na Na" to czysty
zeppelinowski kawałek, który urzekł mnie najbardziej. Tytułowy "Three
Days" - czysta energia, przy której walą się mury (w pozytywnym rzecz
jasna znaczeniu). Tytuł czwartego ("Let's Dance") mówi sam za siebie
- można tańczyć, nie zaszkodzi. "Barefoot" to powrót do utworów 2 i 3
i można pisać o nim tak samo pozytywnie jak o poprzednikach. A jeśli chodzi o
"Analogowego Człowieka", to on jako jedyny nie wychodził z mojej
głowy na całe dnie, a wszystko przez refren. I to należy brać pod uwagę czysto
pozytywnie. To także tyczy się jego wersji live dołączonej jako ostatni kawałek
na EP.
Jest mi
niezmiernie miło, że mogłem poznać kogoś takiego jak Cinemon słuchając ich
kompozycji. To drugi pochodzący z Krakowa zespół (w kolejności po Empty
Ashtray) jaki miałem przyjemność "wybadać". "Three Days EP"
słuchałem przez tydzień i pozostawiał niedosyt. Ale cóż się dziwić, to przecież
minialbum. Ale za to dostałem dowód, że Polak potrafi zwłaszcza, jeśli chodzi o
tworzenie muzyki, która przed laty porywała serca wielu. Bo moje porwała…
Ocena autora:
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz