Polub mnie!

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Nie lubię poniedziałków: Nie znoszę kłamstwa i lubię imprezować



Muszę na wstępie przyznać, że jestem naiwnym stworzeniem. Bardzo długo żywiłam przekonanie, że czasy Big Brothera odeszły w niepamięć. Ale MTV pokazało mi jak bardzo się myliłam. Przemierzając warszawskie ulice nie mogłam nie zauważyć czyhających na mnie na każdym słupie plakatów promujących Warsaw Shore. Z czasem zaczęłam oswajać wszelkie fanpage dotyczącego tego przykrego zjawiska oraz ogrom artykułów temu poświęconych (o programie pisał portal popmoderna oraz dwukrotnie Agata Bielik – Robson). Czemu właściwie oglądamy Warsaw Shore i zajmujemy się tym wszystkim co około niego?


Polub nas na Facebooku- Bądź na bieżąco!

    Moja łatwowierność i prostota każą mi wierzyć, że to ‘nie jest na serio’ a ci ludzie tylko tak udają. Program więc możemy rozpatrywać na dwóch płaszczyznach – albo śmiejemy się z jego uczestników, emocjonalnie podchodząc do ich życia (już-nie)prywatnego albo mamy ubaw z polskiego społeczeństwa, które takich produkcji potrzebuje. Kto dał się nabrać – my czy oni? I co tego typu programy mogą powiedzieć o naszym społeczeństwie?


 Andy Warhol przepowiedział, że w przyszłości każdy będzie miał swoje 15 minut sławy. Obawiam się, że sen króla popartu właśnie się realizuje i nie jestem pewna, czy chcę na to patrzeć. Każdy może być sławny i każdy może uprawiać seks na wizji. To doprawdy bardzo optymistyczna wizja świata, warta przekazania naszym dzieciom. Przeraża mnie widok kolejnych znajomych lajkujących stronę programu. Większość komentarzy pod zdjęciami jest ironiczna, jednak zawsze istnieje ryzyko, że dla kogoś styl życia prezentowany w programie jest wysoce pożądany. Przecież faceci biegający po klubach uwielbiają mocno opalone dziewczyny ze zniszczonymi włosami i przesadzonym makijażem. Teraz mogą również na nie popatrzeć na ekranie telewizora, bez konieczności wychodzenia z domu. Czy ktoś może mi zagwarantować, że emisja perypetii ekipy z Warszawy nie przyniesie fali chłopców stylizujących się na Trybsona i podrywających dziewczyny w równie obcesowy sposób?

    Producenci programu w mistrzowski sposób operują stereotypami; nie trzeba nawet słuchać wypowiedzi uczestników, żeby móc wyrobić sobie o nich własne zdanie. Dziewczyny lubią solarium, sztuczne paznokcie i jak mówiła Mała – ostry, konkretny seks. Faceci doskonale z kolei zdają sobie sprawę z tego jak ważnym atrybutem jest sześciopak na brzuchu, tatuaż na ramieniu i żel na włosach (albo ich zupełny brak – panie przyznały, że łysina bardzo je kręci). Rozmowy w podmiejskiej willi kręcą się wokół wciąż tych samych tematów; nigdy nie śmiałabym wymagać od nich dyskusji na temat polityki, literatury czy kinematografii jednak nieustająca gra aluzjami seksualnymi oraz podniecenie, jakie wywołuje myśl o najbliższej imprezie wywołuje we mnie jęk zawodu. Tylko tyle? Żałosne teksty i żenująco niski poziom dowcipu, który mnie już nawet nie bawi. No i licealiści oraz studenci oglądający to z wypiekami na twarzy – dla beki oczywiście. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że popyt generuje podaż. Skoro więc Warsaw shore cieszy się taką popularnością, jaki sens zmiany ramówki i pokazywania programów wartościowych skoro ludzie naprawdę lubią taki syf? Jak widać straszni z nas hipokryci; chcemy rozrywki na wysokim poziomie, ale potrafimy się zadowolić najgłupszymi nawet programami.


Patrząc na zmagania bohaterów oraz wysłuchując ich wypowiedzi konstatuję, że takie właśnie są skutki braku styczności z kulturą. Nieumiejętność posługiwania się językiem ojczystym i nad wyraz skromny zasób słownictwa. Jak wspominała w swoim tekście Bielik – Robson od prawdziwego safari Warsaw shore odróżnia jedynie możliwość wyjaśnienia i skomentowania przez uczestników programu swoich zachowań. Szkoda tylko, że sposób mówienia o nich jest tak miałki, płytki i po prostu bezsensowny. W tym miejscu czuję się dość nieswojo, bo wydaje mi się, że dotarliśmy do sedna sprawy: jesteśmy widzami całkowitego zezwierzęcenia uczestników programu, którzy za pieniądze są w stanie sprzedać nam swoje życie intymne i pustkę ich głów (w dusze im nie zaglądajmy). Co gorsza, dla przeciętnego widza, bohaterowie zlewają się w jedno. Bez znaczenia właściwie jest kto wymówił dane zdanie, kto kogo klepnął po tyłku i kto się z kim przespał. Wszyscy zachowują się tak samo, mają podobne poczucie humoru i nawet wyglądem jedno od drugiego nie bardzo się różni. Ciężko mówić tu o indywidualności. No chyba, że za jej wyznacznik przyjmiemy kolor włosów i kształt nosa, ale chyba nie o to chodzi. Przerażającym jest jak bardzo ci ludzie są nijacy, anonimowi, bez znaków szczególnych. Starają się naciągnąć swój image (bez którego właściwie nie istnieją) do ogólnie przyjętego wzorca, który można nakreślić w kilku słowach - co zrobiłam już kilka linijek wyżej. Czasami zdarza im się coś powiedzieć o charakterze innych, o tym czego oczekują od partnera, ale częściej usłyszymy o tym, że każda dziewczyna leci na przypakowanych facetów, a w życiu najważniejsze jest to jak wyglądasz. Banał, ale niestety bardzo nośny. Ludzie, którzy opisują siebie słowami: lubię imprezować/nie znoszę kłamstwa wydają się papierowymi postaciami. Jakby to było wszystko co potrafią o sobie powiedzieć. Chcesz mnie poznać? Musisz wiedzieć, że lubię pić i dobrze się bawić. Cóż za trafna i bogata charakterystyka otwierająca szerokie pole do interpretacji!



   Rozpisując się o Warsaw Shore, tworząc i lajkując kolejne poświęcone im strony na kochanym fejsbuniu czy po prostu oglądając i komentując ich poczynania wystawiamy sami sobie piękną laurkę. Czy naprawdę niezbędne nam są tak prymitywne formy dowartościowywania się w miejsce jakichkolwiek pozytywnych praktyk? MTV nigdy nie słynęła z dbałości o prawidłowy rozwój emocjonalny swoich nastoletnich widzów, tym razem chyba jednak stacja przesadziła. Nie tyle epatowanie łatwym seksem (do tego już wszyscy przywykliśmy), ile promowanie odindywidualizowanych bohaterów wydaje się świadczyć  o ostatecznej klęsce stacji. 

Polub nas na Facebooku- Bądź na bieżąco!

MAGDALENA KARGUL



2 komentarze:

  1. Im większy syf, tym bardziej człowieka ciągnie do oglądania. Nie tylko "Warsaw's Whore" - bo taki powinien być tytuł, ale Durne Sprawy, Dlaczego Ja?, Pamiętniki z wakacji itd. Dobrze przytoczyłaś powód - dla beki. "Dawaj obejrzymy, dobre jaja są!" albo "Stary, dobra beka leci, oglądamy". Cóż, społeczeństwa się nie wybiera. Ale to, co chcemy oglądać, już tak ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że samo pisanie o tym programie robi mu nadto reklamy.

    OdpowiedzUsuń