„Cudowne
dziecko”, uznawany za nadzieję światowej wiolinistyki jazzowej. Jego muzyka
jest przepełniona słowiańskim temperamentem. Posiada ogromny talent, który
doceniany jest przez wielkich krytyków sceny jazzowej. O tak wysoko postawionej
poprzeczce i swoich wybitnych osiągnięciach zgodził się nam opowiedzieć. Przed
Wami w rozmowie o twórczości i planach na przyszłość – Adam Bałdych.
Katarzyna Leszczyńska: Pańska płyta
„Imaginary Room” dostała wiele pochlebnych recenzji. Moje pytanie jest
następujące: dlaczego pokój i dlaczego wyimaginowany?
Adam Bałdych: Imaginary
Room odnosi się do Teatru Magicznego Hermana Hesse, w którym główna postać przeżywała
różnego rodzaju wizje. Ta książka jest ważną pozycją w mojej bibliotece i stała
się swego rodzaju inspiracją dla mojej twórczości. Melodia, którą napisałem
jest dość mocno obrazowa, wpływa na wyobraźnię i może być bodźcem do
imaginacji. Stąd taki właśnie tytuł. Każdy widzi w niej to co zechce.
W gazetach
możemy wyczytać, że stał się Pan „gwiazdą jazzowych skrzypiec”. Znawcy uważają
Pana za wybitnie uzdolnionego. Jak Pan się do tego odnosi? Czy nie boi się Pan
tak wysoko postawionej poprzeczki?
To bardzo
wysoko postawiona poprzeczka, ale najwyżej postawioną poprzeczką wciąż jest ta,
którą sam sobie postawiłem. I wcale nie jest to poprzeczka dotycząca sławy i
bycia gwiazdą, ale jakości tego co robię, odkrywczości mojej wiolinistyki i
przekazu mojej sztuki. Na moje szczęście od dziecka musiałem dać sobie radę z
opiniami i ocenami tego co robię, jaki jestem. Miałem w swoim życiu wiele
wspaniałych momentów, ale również chwil kiedy czułem się mały i nie do
końca pewny tego co robię i jak zostanie to odebrane, szczególnie w chwilach
zmian stylistyki tego, co robię. Na chwilę obecną po pierwsze cieszę się, że
moja sztuka dociera do coraz większej ilości ludzi, po to właśnie ją robię, aby
się nią dzielić. Wysoka poprzeczka daje mi speeda do działania, to powoduje
wzrost adrenaliny, który nie pozwala nigdy robić czegokolwiek na pół gwizdka,
bez względu na to czy jest to koncert w Filharmonii Berlińskiej czy występ w
domu dla przyjaciół. Zawsze w taki sam sposób gram, całym sobą i na 100
procent.
Każdy z nas
posiada jakiś autorytet. A Pan? Czy ma Pan swojego guru jazzowego? Jest ktoś,
kto Pana inspiruje?
Moimi autorytetami
zawsze była moja rodzina, przyjaciele, wiele spotkanych wspaniałych ludzi,
którzy imponowali mi swoim podejściem do życia, tym jak na nie patrzą, tym jaka
energia im towarzyszy. Muzycznie oczywiście byłem i jestem fanem wielu
artystów, ale zawsze najbardziej fascynował mnie człowiek, dopiero później to
co robi.
Zajmował się
Pan komponowaniem muzyki do filmów i teatrów. Czym różniły się tego typu
kompozycje, od tych które tworzy Pan na co dzień?
W komponowaniu muzyki do teatru czy
filmu należy ściśle współpracować z reżyserem, którego wizja jest bardzo ważna
i musi współgrać z wizją kompozytora. To wspaniała praca, ponieważ w pozornym
ograniczeniu można być niezwykle kreatywnym i nieograniczonym. Komponowanie
muzyki, którą wykonuję jako solista, jest niczym nie ograniczone choć w podobny
sposób, muzyka ta pisana jest często z myślą o składzie wykonawczym czy
klimacie płyty / projektu na który kompozycja może być pisana. Zawsze
jednak kieruję się po pierwsze głosem, który słyszę w swojej głowie bez względu
na to czy jest to komponowanie muzyki teatralnej, czy utworu na płytę.
Współpracuje Pan z wieloma wybitnymi
artystami polskimi oraz zagranicznymi, m.in.:
Urszulą Dudziak, czy Miką Urbaniak. Jak Pan wspomina te współprace i która
zapadła Panu szczególnie w pamięci?
Każdy z projektów, w których biorę
udział, wnosi coś w moje życie. Czasem jest to inspiracja, czasem miłe
wspomnienia, czasem jakaś lekcja. Bardzo miło wspominam współpracę z Leszkiem
Możdżerem przy okazji festiwalu Era Nowe Horyzonty, ponieważ zawsze ceniłem Go
za to co robi i jak czuje muzykę, a dzięki spotkaniu na scenie, miałem okazję
poobserwować jego sposób pracy z bliska. Do bardzo ważnych spotkań zaliczam też
trasę koncertową z Jimem Beardem, który jest dla mnie jednym z najważniejszych
artystów z jakimi chciałem wystąpić. Trasa z nim była spełnieniem moich marzeń.
Obecnie dużo pracuję z artystami związanymi z Muzyką Poważną. To świat, przeciw
któremu kiedyś się zbuntowałem, a teraz czuję dobry moment na dialog. Ostatnie
projekty, to między innymi Avatar z kompozytorem Pawlem Hendrichem, Trans-Fuzja
z Andrzejem Bauerem i Czarkiem Duchnowskim, czy LutoStrings z Royal String
Quartet i Igorem Szulcem.
Jak na tak
młody wiek osiągnął Pan bardzo dużo, m.in. nagrodę ECHO Jazz 2013, Grand Prix
Jazz Melomani 2012 oraz nominacja do nagrody FRYDERYK 2013 w kategorii Artysta
Roku Muzyka Jazzowa. Jak wiele zmieniły w Pana życiu te osiągnięcia? Nie boi się
Pan zawiści ze strony innych ludzi, którzy mogą Panu zazdrościć kariery?
Nagrody są
ważne, ponieważ są trochę jak znaki jakości, które w dzisiejszym szybkim
świecie są potrzebne, żeby ludzie mogli uznać coś za dobre. Oczywiście później
przychodzi najważniejszy moment – ocena tego co ktoś robi. Nawet najbardziej
prestiżowe nagrody nic nie wskórają, jeśli muzyka, którą tworzy osoba
nagradzana nie jest autentyczna i nie niesie za sobą jakiegoś przekazu. Cieszę
się, że nagrody które otrzymuję pomagają mi promować to co robię. Poza tym nie
powiem, całkiem miło się na nie patrzy od czasu do czasu chodząc po mieszkaniu
i spoglądając na półkę, na której stoją. To taki element, który sprawia że
można sobie pomyśleć „fajnie że ludzie doceniają to co robię”, bo poświęciłem
temu bardzo wiele i takie nagrody dają trochę wiatru w skrzydła. Co do zawiści
ludzi - zdaję sobie z niej sprawę, ale otaczam się tylko dobrymi ludźmi i na co
dzień nie odczuwam złych emocji kierowanych w moją stronę. Staram się dzielić z
ludźmi swoją muzyką i doceniam każdy dobry gest zwrotny w moją stronę. Przez
wiele lat nauczyłem się nie zwracać uwagi na ludzi, którzy mają problem ze sobą
i starają się sprawić, żeby inni też czuli się źle. Życzę każdemu żeby znalazł
swój sposób na szczęście i umiał podążać za swoimi marzeniami.
Jakie plany
na najbliższą przyszłość ma Adam Bałdych?
Po ostatnich 6 tygodniach w trasie
mam ochotę totalnie zwolnić tempo. Niebawem czeka mnie 2 sesja nagraniowa mojej
nowej płyty, którą realizuję w duecie ze znakomitym pianistą Yaronem Hermanem z
Izraela. To niezwykle wrażliwy muzyk. W przyszłym roku płyta ukaże się na
rynku. Parę dni temu nagrałem album z fińskim pianistą Iiro Rantalą. Od
przyszłego roku będziemy bardzo aktywnie promować jego album, który tak samo jak
mój autorski, zostanie wydany w niemieckiej firmie fonograficznej ACT MUSIC.
Czekam na grudzień i Święta. Wyłączę
telefon i spędzę czas z rodziną. To chyba najważniejsze plany tego roku.
Dziękuje serdecznie za rozmowę.
Fotografie: Bartosz Maz
Fotografie: Bartosz Maz
rozmawiała Katarzyna Leszczyńska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz