fot. Michał Janusiński |
W kwietniu 2011 wydali album "There' s
no one inside" zawierajace remiksy utworów pochodzacych z ich
debiutanckiego LP "The Leaving Room" wydanego przez Polskie Radio.
Zespół zagrał trasę koncertową w 3 krajach, na 8 festiwalach (m.in GRAMY w
Szczecinie, Heineken Opener Festival), supportował m.in Primal Scream, NOT,
Glasvegas. Ich muzykę dziennikarze muzyczni zwykli definiować jako pokrętną
krzyżówkę Portishead z Radiohead, ogromnie klimatyczną, melancholijną, a
zarazem melodyjną. (Źródło - profil Fb). Dla Podsłuchalni
- Ms. No One!
Mateusz Grzeszczuk:
Joasiu - słucham Twojego głosu,
przysłuchuje się dźwiękom i cały czas mam w głowie jeden obraz "mocniejsza
wersja Mikromusic". Spotkaliście się podobnym porównaniem? Znacie Mikrusów
?
Asia:
Do Mikromusic jeszcze nas nie porównywano i
przyznam że sami byśmy raczej nie wpadli na to porównanie. Ale pamiętam jeszcze
Radiohead, Portishead, Reginę Spektor, Lamb, a ostatnio chyba nawet PJ Harvey.
Te porównania zawsze dostarczają nam wiele radości i zwykle zaskakują.
W zasadzie z pewną uwagą czekamy na kolejne odniesienia, jakie stworzą
dziennikarze ( śmiech).
Sławek:
Jeżeli chodzi o porównania to dodam
jeszcze, że ktoś nas porównywał do Blonde Redhead.
Naprawdę?
Analizując nawet warstwę tekstową, sposób formułowania – dostrzegam
podobieństwo. Właśnie! Gdzie, jak - powstają teksty waszych utworów ?
A: Jeśli chodzi o słowa do tego konkretnego
wydawnictwa to powstawały w dużej mierze na próbach, mniej więcej równolegle z
muzyką. Natomiast nie mam jednej zwartej metody, aczkolwiek zawsze najwięcej słów
do mnie przychodzi jak się przemieszczam. Najczęściej w pociągu. Czasami to
może być dziwne dla innych współpasażerów (śmiech).
Piszesz,
piszesz, nagle patrzysz komuś w oczy i ten ktoś, albo myśli, że go
przerysowujesz albo piszesz o nim. Ewentualnie - coś knujesz.
A: Niestety to wygląda bardziej neurotycznie.
Bo ja unikam spisywania słów w zeszytach, mam takie wewnętrzne poczucie wstydu
więc, co chwilę nerwowo chwytam za telefon i tam wbijam litery. No i
podejrzewam, że tam jeszcze w grę może wchodzić niekontrolowane, bezgłośne
poruszanie ustami, które powtarzają słowa, aż przychodzą kolejne. No dziwna
jestem, co zrobić.
S: W wersji tekstowej to faktycznie poletko
Asi, więc się nie wcinam.
A: No i właśnie podsumowując – zdarza mi się,
że często siedzę sama w przedziale. Co akurat mi nie przeszkadza specjalnie.
Ktoś
napisał, że póki jeszcze gracie - jest spokojny o polską muzykę. Wy jesteście
spokojni o "własne granie" ? Jacy bywacie na co dzień?
S: Obawiam się, że jestem nudziarzem. 90%
moich dni to ekrany komputerów i innych wyświetlaczy.
A: A ja uważam natomiast, że spokój jest
przereklamowany.
S: Ale i tak uważam, że spokój > niepokój.
I wydaje mi się, że zespołowo jednak skłaniamy się ku temu pierwszemu. Ale to
tylko być może spojrzenie bydgoskiego outsidera.
A: No tutaj zgadzam się oczywiście, aczkolwiek
myślę, że paradoksalnie nam wszystkim spokój może dawać to, że podobnie
postrzegamy różne obszary związane ze światem około muzycznym. Apropos
outsidera – myślę, że to dotyczy całego Ms. No One, taka właśnie podstawa.
Filozoficznie
dodając, Epikur twierdził, że spokój to też odrętwienie.
fot. Kama Bardadyn |
A: To byłaby dobra klamra mojej wypowiedzi na
ten temat.
Ale
zespół nie stoi w miejscu. Co się wydarzyło w zespole w przeciągu dwóch lat?
S: Przez ostatni rok wydarzyła się płyta. Choć
tak jak Asia pisze, powstaje ona już od dwóch.
A: Bo tak było.
S: Ale przez ostatni rok mocno
zintensyfikowaliśmy działania.
Leniwa
Asia? (śmiech)
A: (śmiech) Absolutnie! Te dwa lata były dla
nas bardzo intensywne i po raz pierwszy doświadczyłam, co znaczy spotykać się
na regularnych próby i ze spokojem układać dźwięki i słowa z innymi. To było
bezcenne.
S: Akurat określenie „leniwa Asia” w
kontekście zespołu to oksymoron. To ona ogarnia większość spraw.
A: To był potrzebny czas, żebyśmy mogli
poszperać w sobie i odnaleźć to, co chcemy dać innym muzycznie.
S: Całkiem nieźle dotarliśmy brzmieniowo przez
ten czas…
Mam
nadzieję, że płytę dostanę prędko. Już teraz, co nie - co sobie przysłuchiwałem
i wiem, że Ms. No One będzie moim zespołem "na wieczór". Mieliście
taki moment gdzie siedliście sobie spokojnie i zaczęliście po prostu słuchać.
Może sami? Jakie macie odczucia - słuchając tego materiału? Czym ten krążek
jest dla was- ale tak bardzo osobiście. Jakie emocje wzbudza?
S: Znając ten materiał od podszewki trudno
podejść do niego na nowo. Na każdej płycie są jacyś „faworyci”. Mam swoje
ulubione utwory, których będę sobie słuchać od czasu do czasu. Przede wszystkim
cieszę się, że płyta wyszła dokładnie tak jak chcieliśmy, bez żadnych ingerencji.
Mieliśmy ten komfort, że mogliśmy sobie sporo materiału przetasować w trakcie
ustalania tracklisty. Ludzie mówią, że brzmimy dość mrocznie, osobiście tego
nie odczuwam, ale może dlatego, że słucham dużo bardziej depresyjnej muzyki na
co dzień.
A: „na wieczór” – to doskonałe określenie, bo
zdecydowanie ciągnie nas bardziej w te rejony. Co do odsłuchu – po dłuższej
przerwie, słuchałam całej płyty w drodze do Warszawy. Ponieważ w pewnym
momencie zaczęła mnie boleć żuchwa, zorientowałam się, że ciągle się uśmiecham Tak więc, po raz kolejny smutne piosenki
dają mi ogromną radochę. Mam kilka swoich ulubionych utworów. Mój faworyt to
Kaszuby, może dlatego, że powstał na samym końcu i jakoś mnie ciągle jeszcze
mocno trzyma przy sobie.
S: A mój to page114 i Virginia.
A: Jeżeli chodzi o mrok, o którym wspominał
Sławek. To rzeczywiście my nawet tego nie dostrzegamy, bo nam to przychodzi po
prostu naturalnie. Te wszystkie „ciemności”.
Może
jako zespół macie swojego osobistego „demona”.
A: Myślę, że mamy nawet kilka ( śmiech).
S: Tak, zdecydowania ( śmiech).
(śmiech).
Chyba w tym całym spokoju, "smutku", stronicie od
"pudelkowych" klimatów? chyba nie bardzo byście chcieli być tak może
na siłę, wszędzie?
A: Mnie absolutnie to nie interesuje, myślę,
że są bardziej medialne tematy.
S: Chyba nie mamy cech współczesnych
celebrytów. Nie mamy też potrzeby darcia Biblii i wychodzenia na scenę w
bieliźnie.
A: Sławek, nie wiem jak Ty, ale ja na scenę
zawsze wychodzę w bieliźnie (śmiech). Ale Biblii nie drę – fakt. Książki trzeba
szanować.
Sławek,
co by się stało, gdybyś zobaczył się na okładce jakiegoś pisma life-stylowego?
A: Czekam na ten moment Sławek!
S: Naprawdę musiałoby się coś niezwykłego
wydarzyć, tylko jeszcze nie wiem co… Mi wystarczy świecąca koszulka, mam
jeszcze gadającą, ale nie było okazji jej wypróbować.
A: Wszystko przed nami, przecież planujemy
ograniczyć moje konferansjerki.
Kiedy
wpadliście na pomysł, aby zmontować klip z filmów podróżników? Z jakich miejsc
są tam fragmenty?
A: Oczywiście pomysł pojawił się podczas
podróży. I tak sobie pomyślałam, że takie przemieszczanie się, podróże,
ucieczki są czasami bardzo potrzebne, bo dobrze się po nich wraca. I z tą myślą
skrobnęłam do naszych fanów. No i zaczęli nam słać swoje wyprawy przeróżne są
obrazy z Belgii, Niemiec, Czech, Polski, a nawet Islandii.
Wrzuciliście
własne obrazki?
A: Tak powrzucaliśmy trochę nietypowych
obrazów z naszej ówczesnej trasy. A widziałeś nasz nowy klip do singla Page
114?
Tak
widziałem. Lasy, łąki...
A: Kręciliśmy ostatniego dnia lata i tak
pięknie nam się złożyły te przechadzki po polach i lasach. Latałyśmy w tych
krótkich kieckach, ale udało się uniknąć kleszczy, na szczęście ( śmiech).
Lepiej
się czujecie w angielskim, czy polskim?
S: Kwestie językowe w zespole to Asiowe zakątki.
A: Nie mam reguły. Myślę, że nienajgorzej
piszę i po polsku i po angielsku. Aczkolwiek nie ma co udawać wiadomo, że słowa
po angielsku przychodzą łatwiej. Natomiast nigdy nie mam z tym kłopotu bo wiem,
że mój angielski nie wynika z tego, że nie potrafię w swoim języku używać słów
tylko po prostu czasami czuję coś innym językiem niż tym, który mnie nauczono.
S: Osobiście preferuję Miski w wydaniu
angielskim, ale to pewnie dlatego, że jestem anglistą. Uważam, że angielski
jest bardziej melodyjnym językiem, a ja niestety jestem tekstowym ignorantem.
Sławek
– tekstowy ignorant, co jest więc dla Ciebie najważniejsze?
A: Melodia.
S: Od zawsze preferowałem muzykę
instrumentalną i mi tak zostało, że wokal traktuję w kategoriach instrumentu, a
nie środka przekazu.
A: Sławek mówi, wydaje mi się o czymś
częstym. Szczególnie przy tekście angielskim, że ludzie łapią rytm i jego
melodię, a tekst jest drugorzędny. Ale kiedy rozmawiam z ludźmi po koncertach i
oni cytują mi słowa naszych utworów, to wiem, że jednak dla wielu osób słowa
mają ogromne znaczenie. Może dlatego myśląc o kolejnym wydawnictwie zakładam,
że wszystkie będą po polsku. Zobaczmy, może się uda.
S: Naprawdę?
A: No tak, naprawdę (śmiech).
S: No nie pozostaje mi nic innego, tylko
przyjąć to do wiadomości i ze smutkiem pomachać angielszczyźnie ( śmiech).
Wierzycie
w to, że tekst może zmienić coś w słuchaczu? Mela Koteluk w wywiadzie mówiła
nawet, że jej słuchaczka pod wpływem jej piosenki - postanowiła zerwać z
chłopakiem.
A: Uważam, że tekst może wiele zadziałać, a w
połączeniu z muzyką to bywa mieszanka wybuchowa. Ja się spotkałam z tym, że
ktoś mi kiedyś napisał coś odwrotnego, że po wysłuchaniu utworu „Grudzień” z
The Leaving Room zrozumiał, o co chodziło jego dziewczynie, która pewnego razu wyszła
nie trzaskając drzwiami.
S: Zupełnie poważnie mówiąc – takie sytuacje
mogą być dla twórcy miłe i kłopotliwe. Zależy od interpretacji słuchacza i od
tego, co pod wpływem słów zrobił.
Co
Wasza piosenka mogłaby zmienić w drugim człowieku?
A: Pamiętam, kiedyś Jan Wołek opowiadał, jak
jeszcze za studenckich czasów śpiewał swoje piosenki z gitarą. Wtedy jeden ze
słuchaczy mu powiedział, że on ma umiejętność nazywania rzeczy, których nikt
nie potrafi nazwać. I jak się już to usłyszy, to może mieć to ogromną moc, bo
drugi człowiek może się z nimi utożsamiać. Ja osobiście nie uważam żeby moje
słowa miały jakąś moc wielką, ale po jednym z koncertów otrzymałam maila, w
którym dziewczyna napisała mi, że jedna z naszych najbardziej depresyjnych
piosenek (moja ulubiona) „Wwa”, paradoksalnie pomogła jej trochę oswoić własne
lęki. Więc najwidoczniej dobrze jej zrobiło, że to usłyszała od nas.
S: To
już są rejony naszej twórczości, których nie ogarniam ( śmiech).
A: No, od tego macie mnie (śmiech).
Nie
macie też jakiegoś w sobie smutku, trochę rozczarowania, że nadal trafiacie nie
do takiej ilości słuchaczy do jakiej byście chcieli?
A: Wracając do początku – do spokoju. Właśnie
po to były nam te dwa lata. Zupełnie świadomie w pewnym momencie odcięliśmy się
od trybu w jakim to wszystko zmierzało bo mieliśmy poczucie, że to droga
donikąd i na dodatek nie nasza. Więc trzeba było się zatrzymać. Teraz to
rozwija się na nowo, ale w rytmie jaki my bardzo cenimy. Który sami sobie
wypracowaliśmy i do którego mamy przekonanie, że idealnie do nas pasuje.
Także nie ma w nas jakiegoś ciśnienia, nie
śledzimy sto razy dziennie czy nam wzrasta liczba fanów, i jak wyglądają nasze
statystyki. Wolimy skupić się na tym co nam idzie najlepiej, czyli robieniu
piosenek, a co ma być będzie i trochę już jest.
Pozwoliłem
sobie powiedzieć o tym, że nie trafiacie do takiej ilości słuchaczy jakbyście
chcieli - właśnie ze względu na statystyki. Czasami liczby mówią wiele.
A: Czasami niewiele. Tym bardziej, że można
je sztucznie zawyżać. Najwięcej mówi głównie to, czy zespół gra koncerty i jak
im one wychodzą.
Wasze
wspomnienia z występów? Może coś, co Wami mocno "potrząsnęło"?
A: Na pewno sporym szokiem był dla mnie
występ na Openerze. Wtedy pierwszy raz doświadczyłam tego, że ktoś przed sceną
śpiewa z nami nasze piosenki. Była moc.
S: Dla mnie największym przeżyciem było jak
usmażył mi się komputer. Zdaje się na pierwszym wspólnym koncercie, na
szczęście tylko na ostatni utwór.
A: A rzeczywiście, pamiętam (śmiech).
Piotr
Stelmach powiedział o Was, że podczas GRAMY zdeklasowaliście innych ciszą. To
Wasza tajna broń? "Walka na cichość" ?
A: Myślę, że po prostu dajemy naszej muzyce
przestrzeń, w której może wybrzmieć. To jakoś naturalnie nam przychodzi.
W
jakiej przestrzeni najchętniej usłyszelibyście Waszą muzykę zechcielibyście
zagrać?
A: Nie wiem. Może dlatego, że mam poczucie,
że przestrzeń tworzą ludzie nie miejsce. Występowaliśmy w różnych zakątkach i
zawsze klimat i jego natężenie tworzył się między nami, a ludźmi, którzy
zdecydowali się nas posłuchać. Niemniej moim największym marzeniem jest móc
zagrać na Islandii.
Kim
może być Wasz słuchacz, jaki on jest?
A: Po rozmowach z nimi, wiem, że w jakiś
sposób to co tworzymy wspólnie ma dla nich sporą wartość i wracają potem na
kolejne koncerty. Co dla mnie najciekawsze nie ma jednej zwartej grupy
wiekowej, która przeważałaby podczas naszych występów. A powiem, że
najciekawszą rozmowę o naszych piosenkach przeprowadziłam z 80 letnią Niemką,
która była na naszym koncercie w Norymberdze.
Co do
tworzenia. Pierwsze powstaje u Was linia melodyczna i piosenka szuka swojego
tekstu, czy zupełnie odwrotnie ?
A: Jak wspominałam wcześniej w przypadku
albumu Backseat Stories wszystkie piosenki powstawały równolegle na próbach,
zarówno muzyka jak i teksty. Tak się jakoś wydarzyło, że razem z dźwiękami
przychodziły do mnie również pierwsze słowa i to dalej mnie ukierunkowywało.
Oczywiście potem coś tam jeszcze poprawiałam, zmieniałam niemniej cały szkielet
i zamysł "o czym to będzie" powstawał razem z muzyką.
Najbliższe
plany zespołu?
5 grudnia rozpoczynamy w Krakowie pierwszą
część naszej trasy koncertowej. I tak już zostanie do późnej wiosny. Szczegóły
na naszej stronie facebookowej : www.facebook.com/noonemiss
Dziękuje
serdecznie za rozmowę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz