Polub mnie!

wtorek, 19 listopada 2013

Rap Przegląd: Zamki topiące się w chmurach

Nie planowałem pisania o tym projekcie w  najbliższym czasie, tym bardziej, że już ostatnio "zamulający" klimat gościł na łamach Podsłuchalni przy okazji opisywania Wam solowego debiutu KNO (KLIK LINK DO ARTYKUŁU,) ale tym razem „pozamulamy” w trochę innym klimacie. Dlaczego? Bo jak siadałem pisać ten artykuł to na zegarze była godzina 0:50, więc siłą rzeczy człowiek o tej porze słucha muzyki innej niż słuchałby za dnia, przynajmniej u mnie tak to działa. Więc czym i kim zajmiemy się dzisiaj? Reprezentantem znanego i hołdowanego w pewnych kręgach 2.7.5. BLVCK RVIDXR KLYN’u (pisownia oryginalna). Ci sympatyczni panowie trudnią się specyficzną odmianą rapowania zwaną cloud rapem. Na pytanie czym jest cloud rap i z czym to się je odpowiem niedługo, tymczasem powróćmy do reprezentanta ekipy z dziwną nazwą – Ethel Wulf aka Xavier Wulf aka X. Wulf. To nagromadzenie ksywek jest trochę mylące, ale wciąż mamy do czynienia z jednym człowiekiem, chłopakiem właściwie, na dodatek zafascynowanym mocno japońską kulturą. Dowodów na to można znaleźć wiele, nie tylko na obrazkach. Za koronny niech posłuży fakt, że jego EPka, wydana wspólnie z utalentowanym i coraz bardziej znanym Eric’iem Dingus’em, nazywa się „Damare Shizukani” . I tą, jakże egzotycznie brzmiącą, produkcją, zajmiemy się dzisiaj.



  Na początek obiecane wyjaśnienie czym jest właściwie cloud rap. Bardzo ciężko jest zdefiniować ten gatunek słowami, najlepiej broni się sama muzyka, jednak za, trochę abstrakcyjny, ale zawsze, przykład niech posłuży wypowiedź Lil B, który powiedział, że chce robić muzykę, która brzmieniem będzie obrazowała zamek topiący się w chmurach. I powiem Wam szczerze, że lepszej definicji nie znalazłem w całym Internecie. Wiadomo, że można rzucać terminami, sposobami robienia bitów itp., ale to zdanie idealnie odzwierciedla to, czym tak naprawdę jest cloud rap. To senno-narkotyczny klimat, brzmienie wydobywające się z naszych głośników powoli, ale jednak skutecznie pozwalające nam dosłownie sięgnąć chmur. Odlecieć przy dźwiękach, które są ciężkie i lekkie jednocześnie. Odpłynąć i dać ponieść się falom, które rozbijają się leniwie na pomoście, który utworzył się w momencie słuchania między muzyką, a naszym światem. To chyba jedyny gatunek rapu, w którym bit robi AŻ TAKĄ robotę, większość numerów świetnie brzmi i w wersji instrumentalnej jak i w oryginale.  Słowa tego nie mogą jednak opisać, więc po prostu odpalcie, najlepszy według mnie, numer z tej EPki i dajcie ponieść się temu co usłyszycie.




Jeśli „siadło” to Wam, to gwarantuję, że cała EPka Was nie zawiedzie. Czas na słów kilka o niej. Składa się ona z pięciu utworów, które tematycznie, nie oszukujmy się, nie powalają. Marihuana, seks (#bonson) i odloty po innych narkotykach to „klasyka” gatunku. Ale nie ma co się oszukiwać, nikt normalny na „sucho” w takich klimatach raczej nie tworzy, a co dopiero nagrywa na takich bitach. W sieci większość cloudrap’owych numerów posiada partie screw n chopped, ale na szczęście za dużo ich tutaj nie uświadczymy, za co serdecznie dziękuję wszystkim odpowiedzialnym za tę produkcję. Ethel/Xavier/X. Wulf świetnie się na perełkach od Erica odnajduje i płynie po nich niby od niechcenia, jednak słychać duże ogranie i lekkość w poruszaniu się po tego typu podkładach, gdzieniegdzie można nawet usłyszeć podśpiewywane partie, jednak bądźmy szczerzy, nie jest to rzecz szczególnie porywająca. Dobrze dobrana wokalistka lub sampel dopełniła by dzieła, a tak, mamy tylko jęczącego rapera na tracku, co nie ukrywam, wpływa na przyjemność, którą czerpiemy ze słuchania. Na pocieszenie powiem, że zdarza się to sporadycznie i zazwyczaj wszystko ze sobą pięknie współgra.

  Jeśli chodzi o stronę muzyczną tego albumu, to zwolennicy tego typu brzmień będą wniebowzięci. Jak pisałem wcześniej, leniwe brzmienie wydobywające się z głośnika pozwala nam unieść się i odlecieć.  Eric Dingus doskonale czuję się w kodeinowo-marihuanowych klimatach i z tej mieszanki, niczym najlepszy chemik, tworzy muzyczne dragi dla swoich odbiorców. Umiejętnie operując warsztatem swoich umiejętności dostarcza słuchaczom to delikatny chillout, to momenty trochę bardziej depresyjnych tworów by po chwili wyrwać nas z tego letargu i za pomocą sampla czy wokali przerobionych w stylu screw n chopped, ponownie wprowadzić nas w moment odlotu.  Jak zapewne wspominałem, hołduję zasadzie, że lepiej jest się nie najeść niż przejeść, ale to jest jeden z tych nielicznych przypadków, kiedy chce się więcej, bo po dosłownie apetyt rośnie w miarę jedzenia. Całe szczęście, że Eric leniuchem nie jest, więc możemy usłyszeć go w wielu innych produkcjach jak na przykład ten numer z Bones’em:




  Co jeszcze mogę napisać? Tę EPkę jak i caly cloudrap trzeba pokochać od pierwszego odsłuchu. Jeśli te numery, które wstawiłem tutaj nie przypadły Ci do gustu, to jestem praktycznie pewny, że znakomita większość cloudrapowych numerów nie podejdzie Ci tak samo. Jeśli jednak spodobały Ci się ten leniwy, momentami oniryczny klimat to czeka Cię wspaniała, choć psychodeliczna podróż. Cloudrap jest chyba jedynym gatunkiem, w którym powtarzalność i podobne brzmienia są plusem. Jeśli jesteś zainteresowany/a tego typu muzyką, odezwij się do mnie i coś na pewno się znajdzie ;) A co do samej EPki – ja wracam do niej bardzo często, ma swój niepowtarzalny klimat, przy którym „chce się jarać joint’y, oglądać anime i zatopić się w dźwięku” jak głosi autor recenzji wynalezionej przeze mnie gdzieś w otchłani internetów. Ja oczywiście tej opinii nie popieram, ale coś w niej jednak jest. Na deser – wspólna kolaboracja Ethel/Xavier/X. Wulfa (gość zmienia ksywki jak rękawiczki, nie wiem, która jest aktualna teraz, chyba ta ostatnia) i wrzuconego przeze mnie wyżej Bones’a, z ich wspólnej płyty. 




P.S. Garść ciekawostek:
1. Ethelwulf to anglosaski król żyjący na przełomie VIII i IX wieku, mający powiązania rodzinne z samym Karolem Wielkim (jak nie wiecie kim był ten pan to powinniście się wstydzić, serio, nie słuchajcie rapu, ale zdobądźcie jakąś, elementarną chociaż, wiedzę).
2. „Damare Shizukani” w tłumaczeniu na język polski to mniej więcej „zamknij się, bądź cicho” , tak przynajmniej powiedział mi jakiś Japończyk w poście z 2009 roku wynalezionego w odmętach Sieci.

3. To najprawdopodobniej nie jest ostatnia zmiana ksywki przez tego rapera. Jak tak dalej pójdzie to już nikt, nawet jego najwierniejsi fani nie będą mogli się połapać.

HUBERT MISZCZUK

4 komentarze: