Polub mnie!

czwartek, 31 października 2013

Recenzja : Tarja - Colours In The Dark (2013)

Tarja Turunen - dla jednych wokalna czarodziejka, dla drugich pani, która była w Nightwish. Obie teorie mają wielu zwolenników. Faktem niezaprzeczalnym jest, że fińska wokalistka niezmiennie czaruje swoim bajecznym sopranem. Jednak przy tym wszystkim powszechna jest opinia, że to, co najlepsze w swojej karierze, Tarja osiągnęła przed rokiem 2005. Zwolennicy, której teorii mogą tryumfować po 'Colours In The Dark'?



Nie ukrywam, że do najnowszego wydawnictwa wokalistki podchodziłem z lekkimi obawami. "My Winter Storm" zachwyciło mnie. Klimatycznie, nastrojowo i z dużą ilością utworów, do których chce się wracać. Hipnotyzujące "Minor Heaven" czy tajemnicze "My Little Phoenix" zdecydowanie wybijają się na czoło. Jednak cała płyta jest niezwykle spójna i składa się w przemyślaną całość. Wydane trzy lata później "What Lies Beneath" tylko wokalnie przypominało, że jest to płyta Tarji Turunen. Zatracono klimat na rzecz zbędnej przebojowości. Jak dla mnie zginęło to, czego szukałem w muzyce Finki. Z tego też powodu obawiałem się nowej płyty. Tarja wróci do korzeni, czy zostanie przy tym, co zrobiła ostatnim razem? - to pytanie nurtowało mnie, od kiedy pod koniec roku 2012 ogłoszono informacje o nowym krążku.



Pierwsze delikatne odpowiedzi pojawiły się wraz z wydanym w maju singlem "Never Enough". Już pierwsze sekundy teledysku pokazały, że na próżno będzie szukać magicznego uroku "I Walk Alone". Dla mnie zawód. Przybita miłością Tarja chodząca po parkingu? Zdecydowanie wolałem tę niepłaczącą z samotności kobietę z lasu. Po kilkukrotnym wysłuchaniu pierwszego singla jeszcze bardziej sceptycznie podchodziłem do tego, co może zaprezentować legenda grupy Nightwish. Na szczęście, myliłem się. W połowie lipca ukazał się kolejny numer promujący "Colours In The Dark". "Victim Of Ritual" od początku swoim brzmieniem wprowadza słuchacza w patetyczny i podniosły nastrój. Wydawać by się nawet mogło, że Tarja poszła w muzykę klasyczną.  Na szczęście wchodzące później gitarowe riffy szybko zamazują takie wrażenie. Po kilku przesłuchaniach uznałem, że jest to idealny numer na otwarcie płyty.

Jak się okazało nie tylko ja doszedłem do tego wniosku. Drugi singiel kapitalnie rozpoczyna najnowszy krążek Tarji. Warto odnotować, że brzmienie symfoniczne piosenki zaczerpnięte jest z utworu "Bolero" Maurice'a Ravela. W połączeniu z mocniejszym brzmieniem daje to świetny efekt. "Victim Of Ritual" znakomicie łączy dwa pierwsze wydawnictwa pani Turunen. Jest bajeczność z "My Winter Storm", a także tzw. przebojowość z "What Lies Beneath". Otwarcie płyty wzmaga głód na kolejne numery z dziesiątki zapisanych na krążku. Kolejny atak już tej pozytywnej przebojowości pojawia się w energicznym "500 Letters". Historia o nieszczęśliwej miłości opowiedziana głosem Tarji brzmi naprawdę dobrze. Nie jest to może mój ulubiony temat tekstów w muzyce metalowej, ale trzeba przyznać, że usta wokalistki mają swoją niespotykaną moc. Na pochwałę w tej propozycji zasługuje też zespół, a zwłaszcza zasiadający za klawiszem Christian Kretschmar.



Po dwóch solidnych uderzeniach przychodzi pora na tak wyczekiwany przeze mnie magiczno-oniryczny klimat. "Lucid Dreamer" wprawdzie może nie grzeszy bogatą warstwą tekstową, ale za to muzycznie jest jednym z lepszych numerów na płycie. Minusem tej kompozycji są momentami zbyt mocne riffy, które, o ile w pierwszych dwóch numerach były plusem, tak tutaj psują nastrój budowany od początku numeru. Pomimo tego, przyjemnie powraca się do tej kompozycji. Kolejne na płycie jest singlowe "Never Enough". Nie jest to moja ulubiona propozycja, ale, gdy słucham całej płyty, od początku do końca to nie wadzi mi aż tak bardzo. Następną atrakcją miała być mistyczna podróż w numerze "Mystique Voyage". Wbrew tytułowi mistycyzmu mamy tutaj niezbyt wiele. No, a i atrakcją jest tu chyba tylko hiszpański wokal Turunen.

Pod numerem szóstym kryje się cover utworu "Darkness" Petera Gabriela. Trzeba przyznać, że po połączeniu instrumentów i wokalu Tarji piosenka daje efekt jakby była żywcem wyjęta z tracklisty "My Winter Storm". Jest to zdecydowany plus. Niestety, teraz kolej na minusik. "Neverlight" jest to jedyna kompozycja, którą z czystym sumieniem przełączam podczas słuchania krążka. Tak zwykłej i prostej piosenki, próźno znaleźć nawet na poprzedniej płycie wokalistki. Przedostatnie "Until Silence" to kolejna miłosna opowiastka. Tym razem nie oczarowuje mnie. Trochę bez wyrazu. Uczucie to wzrasta słuchając ostatniej kompozycji. Finałowa "Medusa" od początku czaruje bogactwem dźwięku. Start płyty bardzo silny, a końcówka klimatyczna. To był raczej przemyślany zabieg. Zarówno dobranie pierwszej jak i ostatniej piosenki oceniam pozytywnie.

Całe wydawnictwo jest jak na moje ucho połączeniem dwóch dotychczasowych płyt Tarji. Obawiałem się tego krążka, ale jak się okazało niepotrzebnie. Wprawdzie troszkę zabrakło mi magii z pierwszego longplaya, ale może przesyt też nie jest najlepszy? Na pewno ''Colours In The Dark" dostarczy wrażeń zarówno fanom klimatu jak i przebojowości.

Na koniec warto jeszcze wrócić do pytania zadanego na początku. Tarja - geniusz, czy Tarja - ex-Nightwish? Mimo wszystko przychyliłbym się do opcji numer jeden. Wokal niezmiennie cudowny. Muzycznie również pozytywnie. Widać, że wokalistka nie stoi w miejscu, a ciągle szuka czegoś nowego i zaskakującego. Reasumując: Nowa płyta na plus. Z leciuteńkim niedosytem, ale dzięki niemu będę jeszcze bardziej czekał na kolejne wydawnictwa firmowane nazwiskiem Tarji Turunen.

Tarja - Colours In The Dark
Rok wydania: 2013
Gatunek: Symphonic metal, Gothic metal

Ocena: 7,5/10

Lista utworów:
1. Victim Of Ritual
2. 500 Letters
3. Lucid Dreamer
4. Never Enough
5. Mystique Voyage
6. Darkness
7. Deliverance
8. Neverlight
9. Until Silence
10. Medusa

(M.S Koń)



                                          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz