Tarja Turunen - dla jednych wokalna czarodziejka, dla drugich pani,
która była w Nightwish. Obie teorie mają wielu zwolenników. Faktem
niezaprzeczalnym jest, że fińska wokalistka niezmiennie czaruje swoim bajecznym
sopranem. Jednak przy tym wszystkim powszechna jest opinia, że to, co najlepsze
w swojej karierze, Tarja osiągnęła przed rokiem 2005. Zwolennicy, której teorii
mogą tryumfować po 'Colours In The Dark'?
Nie ukrywam, że do najnowszego
wydawnictwa wokalistki podchodziłem z lekkimi obawami. "My Winter Storm" zachwyciło mnie.
Klimatycznie, nastrojowo i z dużą ilością utworów, do których chce się wracać. Hipnotyzujące
"Minor Heaven" czy
tajemnicze "My Little Phoenix"
zdecydowanie wybijają się na czoło. Jednak cała płyta jest niezwykle spójna i
składa się w przemyślaną całość. Wydane trzy lata później "What Lies Beneath" tylko wokalnie
przypominało, że jest to płyta Tarji
Turunen. Zatracono klimat na rzecz zbędnej przebojowości. Jak dla mnie
zginęło to, czego szukałem w muzyce Finki. Z tego też powodu obawiałem się
nowej płyty. Tarja wróci do korzeni, czy zostanie przy tym, co zrobiła ostatnim
razem? - to pytanie nurtowało mnie, od kiedy pod koniec roku 2012 ogłoszono
informacje o nowym krążku.
Pierwsze delikatne odpowiedzi
pojawiły się wraz z wydanym w maju singlem "Never Enough". Już pierwsze sekundy teledysku pokazały, że na
próżno będzie szukać magicznego uroku "I
Walk Alone". Dla mnie zawód. Przybita miłością Tarja chodząca po
parkingu? Zdecydowanie wolałem tę niepłaczącą z samotności kobietę z lasu. Po
kilkukrotnym wysłuchaniu pierwszego singla jeszcze bardziej sceptycznie
podchodziłem do tego, co może zaprezentować legenda grupy Nightwish. Na szczęście, myliłem się. W połowie lipca ukazał się
kolejny numer promujący "Colours In
The Dark". "Victim Of
Ritual" od początku swoim brzmieniem wprowadza słuchacza w patetyczny
i podniosły nastrój. Wydawać by się nawet mogło, że Tarja poszła w muzykę
klasyczną. Na szczęście wchodzące
później gitarowe riffy szybko zamazują takie wrażenie. Po kilku przesłuchaniach
uznałem, że jest to idealny numer na otwarcie płyty.
Jak się okazało nie tylko ja
doszedłem do tego wniosku. Drugi singiel kapitalnie rozpoczyna najnowszy krążek
Tarji. Warto odnotować, że brzmienie symfoniczne piosenki zaczerpnięte jest z
utworu "Bolero" Maurice'a Ravela. W połączeniu z
mocniejszym brzmieniem daje to świetny efekt. "Victim Of Ritual" znakomicie łączy dwa pierwsze wydawnictwa
pani Turunen. Jest bajeczność z "My
Winter Storm", a także tzw. przebojowość z "What Lies Beneath". Otwarcie płyty wzmaga głód na kolejne
numery z dziesiątki zapisanych na krążku. Kolejny atak już tej pozytywnej
przebojowości pojawia się w energicznym "500 Letters". Historia o nieszczęśliwej miłości opowiedziana
głosem Tarji brzmi naprawdę dobrze. Nie jest to może mój ulubiony temat tekstów
w muzyce metalowej, ale trzeba przyznać, że usta wokalistki mają swoją
niespotykaną moc. Na pochwałę w tej propozycji zasługuje też zespół, a
zwłaszcza zasiadający za klawiszem Christian
Kretschmar.
Po dwóch solidnych uderzeniach
przychodzi pora na tak wyczekiwany przeze mnie magiczno-oniryczny klimat.
"Lucid Dreamer" wprawdzie
może nie grzeszy bogatą warstwą tekstową, ale za to muzycznie jest jednym z
lepszych numerów na płycie. Minusem tej kompozycji są momentami zbyt mocne
riffy, które, o ile w pierwszych dwóch numerach były plusem, tak tutaj psują
nastrój budowany od początku numeru. Pomimo tego, przyjemnie powraca się do tej
kompozycji. Kolejne na płycie jest singlowe "Never Enough". Nie jest to moja ulubiona propozycja, ale, gdy
słucham całej płyty, od początku do końca to nie wadzi mi aż tak bardzo.
Następną atrakcją miała być mistyczna podróż w numerze "Mystique Voyage". Wbrew tytułowi
mistycyzmu mamy tutaj niezbyt wiele. No, a i atrakcją jest tu chyba tylko
hiszpański wokal Turunen.
Pod numerem szóstym kryje się
cover utworu "Darkness" Petera Gabriela. Trzeba przyznać, że po
połączeniu instrumentów i wokalu Tarji piosenka daje efekt jakby była żywcem
wyjęta z tracklisty "My Winter Storm".
Jest to zdecydowany plus. Niestety, teraz kolej na minusik. "Neverlight" jest to jedyna
kompozycja, którą z czystym sumieniem przełączam podczas słuchania krążka. Tak
zwykłej i prostej piosenki, próźno znaleźć nawet na poprzedniej płycie wokalistki.
Przedostatnie "Until Silence"
to kolejna miłosna opowiastka. Tym razem nie oczarowuje mnie. Trochę bez
wyrazu. Uczucie to wzrasta słuchając ostatniej kompozycji. Finałowa "Medusa" od początku czaruje
bogactwem dźwięku. Start płyty bardzo silny, a końcówka klimatyczna. To był
raczej przemyślany zabieg. Zarówno dobranie pierwszej jak i ostatniej piosenki
oceniam pozytywnie.
Całe wydawnictwo jest jak na moje
ucho połączeniem dwóch dotychczasowych płyt Tarji. Obawiałem się tego krążka,
ale jak się okazało niepotrzebnie. Wprawdzie troszkę zabrakło mi magii z
pierwszego longplaya, ale może przesyt też nie jest najlepszy? Na pewno ''Colours In The Dark" dostarczy wrażeń
zarówno fanom klimatu jak i przebojowości.
Na koniec warto jeszcze wrócić do
pytania zadanego na początku. Tarja - geniusz, czy Tarja - ex-Nightwish? Mimo
wszystko przychyliłbym się do opcji numer jeden. Wokal niezmiennie cudowny.
Muzycznie również pozytywnie. Widać, że wokalistka nie stoi w miejscu, a ciągle
szuka czegoś nowego i zaskakującego. Reasumując: Nowa płyta na plus. Z
leciuteńkim niedosytem, ale dzięki niemu będę jeszcze bardziej czekał na
kolejne wydawnictwa firmowane nazwiskiem Tarji Turunen.
Tarja - Colours In The Dark
Rok wydania: 2013
Gatunek: Symphonic metal, Gothic metal
Ocena: 7,5/10
Lista utworów:
1. Victim Of Ritual
2. 500 Letters
3. Lucid Dreamer
4. Never Enough
5. Mystique Voyage
6. Darkness
7. Deliverance
8. Neverlight
9. Until Silence
10. Medusa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz