Polub mnie!

wtorek, 1 października 2013

Rap Przegląd: 50

Na początku tworzenia cyklu tych artykułów obiecałem Wam, że będę też raz na jakiś czas przypominał starsze/zapomniane produkcje. Stwierdziłem, że dziś nadszedł ten czas i przywrócę na Wasze głośniki płytę, która swojego czasu zrobiła przepotężny nalot na listy przebojów, a jej autor z wejścia zyskał sobie dzięki niej szacunek słuchaczy i krytyków. Jej produkcją zajmowali się wówczas najznamienitsi w rapowym świecie. Single podbijały kolejno listy przebojów w krajach na każdym kontynencie, stając się hitami, a sam album bił kolejne rekordy sprzedaży. Zaiste, mało który raper miał tak mocne wejście w rynek. Mało który przeżył też 9 kul. Mało który może dalej rapować, mając uszkodzoną szczękę. Swego czasu uznawany był za najlepiej rokującego rapera, teraz jego gwiazda trochę przygasła, ale ponad 15 milionów wyświetleń ostatniego singla na Youtube pokazuje, że wciąż nie jest on anonimowy. O kim mowa?



Co bardziej kumaci powinni się już z tego wstępu domyślić o jakiej płycie i o kim będę pisać. Ci mniej powinni się wstydzić, bo po prostu nie umieją kojarzyć faktów, bo znać, to znają go na pewno. Dzisiaj zajmiemy się 50 Cent’em i jego świetną płytą – Get Rich Or Die Tryin’.



  Ruszyło się coś w pamięci? Powinno. No nawet jak nie, to sądzę, że In Da Club zna każdy z Was.



Szlagier i kropka. Banger, który za dzieciaka królował na MTV, Vivie i 4fun.TV (o ile wtedy istniało :P). Wróciłem do tej płyty ostatnio i szczerze się zdziwiłem. Świeżość, tej 10-letniej już płyty, na pewno nie jest główną zaletą, ale, umówmy się, tylko zboczeńcy oczekują od 10-latki świeżości (hate me now). Jej główną zaletą już na początku był potężny repeat value i to nie zmieniło się ani trochę. Potężne bity, bujające bardziej niż wszystko to, co wyszło potem od Curtisa. Każdy z tych numerów ma potencjał na singiel, każdy z nich jest O CZYMŚ, co jak na rap jest czymś, musicie to przyznać. Szczególnie, że mówimy o gangsta rapie. Młodsi czytelnicy zafascynowani swagiem mogą nie wiedzieć o czym mówię, ale powinni wiedzieć, że był taki czas w hip hopie, że jak raper nawijał, że dilluje i strzela do ludzi to tak faktycznie było. Szok troszkę, co? J No, ale reguł obowiązujących w rapgrze 10 lat temu za bardzo tłumaczyć nie będę, sam nie mam o tym zbyt potężnej wiedzy. Dość mi wiedzieć, że ta płyta, te single zmieniły moje postrzeganie na rap z USA. To było COŚ. Bity robione przez takich ludzi jak Eminem czy Dr. Dre, naprawdę konkretna nawijka od Fiftiego i udane featuringi to był przepis na sukces, ale chyba popularności, którą ten album osiągnął nie spodziewał się nikt. Branżowe i uznane pisma oceniały album naprawdę wysoko (że wspomnę tylko o maksymalnej ocenie od XXL), a sam 50 i jego ekipa (Gggggggggg-Unit!!!) stali się fenomenem, ich kolejne numery stawały się przebojami, a album grupy również rozchodził się szybciej niż drogi krajowej lewicy. Z danych, które udało mi się wyszperać Get Rich Or Die Tryin’ rozeszło się jak dotąd w ilości, bagatela, ponad 13 milionów egzemplarzy, co w porównaniu z diamentem Donatana jest śmieszniejsze niż suchary z Familiady. A ta liczba wciąż rośnie J

Album promowało pięć singli, z których każdy okazał się numerem, który na dłużej zapadł w pamięć masowego odbiorcy. Zresztą każda pozycja z tej płyty nadaje się na singiel i mówię to z pozycji osoby znającej tę płytę bardziej niż niejeden klasyk polskiego rapu (hate me now, jak nie wcześniej). 50 Cent po wydaniu GRODT poszedł za ciosem, powstał film o tym samym tytule (przeciętny), soundtrack, który był praktycznie wspólną płytą Curtisa i jego kolegów, a sprzedaż jego kolejnej płyty również była zatrważająco wysoka. Na pewno warto wrócić do tego materiału, gdyż jak pisałem wcześniej, po prostu nie stracił on NIC ze swojej wartości, a poza tym znajduje się tu mój prywatny numer one jeśli chodzi o love songi w rapsach.



Znacie? Przypomnijcie sobie. Nie znacie? Wstyd mi za was.

GGGGGGGGGGGG-UNIT

P.S. Przez ostatni czas nie pisałem dla Podsłuchalni nic, gdyż musiałem ogarnąć swoje studia, a także po prostu wyjechałem na wakacje. Jeśli Ojciec Prowadzący mi pozwoli, to co poniedziałek znów będziecie mogli czytać moje wypociny. To co robię sprawia mi masę satysfakcji, ale niektórych rzeczy nie da się po prostu przeskoczyć. Wszystkich znajomych, którzy to czytają uniżenie proszę o wybaczenie, a ludzi, którzy to czytają, ale mnie nie znają proszę o ujawnienie się, gdyż nie wierzę, że istniejecie :D


Hubert Miszczuk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz