Na wstępie chcę zaznaczyć, że ten tekst jest tylko i wyłącznie moją opinią. Nie jest on spowodowany żadnymi kompleksami, brakami w życiu, niekochającą mnie rodziną, więzieniem, nagminną masturbacją, wstydem, homoseksualizmem, szowinizmem, krótkim członkiem, pryszczami na pośladkach czy innymi przykrymi rzeczami. Pomysł na niego zrodził się już dość dawno temu, a samo zjawisko jeszcze dawniej. Domyślam się, że dla niektórych będzie zbyt kontrowersyjnie, ale to jest właśnie piękno Internetu, że można rzucić mięsem i nikt Ci nic nie zrobi #sokołów. Dzisiaj nie będzie żadnych białasów i Murzynów, będzie za to coś na wzór felietonu, a za tydzień już wracamy do pierwowzoru i zaprezentuję wam kolejnych wartych uwagi kocurów, obiecuję (o ile będziecie jeszcze chcieli czytać moje wypociny). O co się rozchodzi i skąd taki wstęp? Spieszę z wyjaśnieniami - zjawisko rapujących kobiet, a tworzenie gatunku żeńskiego rapu (że co kuczffa?!). Po przeczytaniu pogrubionej czcionki zapewne większość pań poczuje się urażona i zechce mnie wyzwać lub wyśmiać. Lub zignorować, bo to jest najgorsze przecież. Śmiem prosić jednak o doczytanie tekstu do końca, bo na naszym polskim podwórku jednak zjawisko to przybiera postać małej kampanii, mającej na celu gloryfikowaniu w rapsach wszystkiego co ma związek z kobietą, która rapuje do bitu, a to jest chore. Ale po kolei. Zapraszam! Hubert.
Na początek chcę powiedzieć, że ja osobiście nie stosuję i nie uznaję podziału na damski/męski rap. Wiadomym jest, że laska nie będzie nawijała w 100% o tym samym i tak samo jak facet, ale mówienie o tym jak o oddzielnej kategorii to nie jest już przypadkiem segregacja według płci, z którą tak walczą feministki? Czekam w takim razie na kawałki o make-up’ie , okresie, problemie z doborem ubrań przed wyjściem na melanż itp. To byłoby wtedy prawdziwym kobiecym rapem. A tak na serio, to szanuję dobrą muzykę, dobry hip-hop. Po prostu. Nie ma to dla mnie znaczenia czy za mikrofonem stoi cycata lasencja, łysy drechol, skromnie ubrana dziewczyna w grubych okularach czy ziomek ze spodniami z krokiem w kolanach, który oprócz kartki w dłoni trzyma jeszcze jointa, a w drugiej trzyma piwo. Nie obchodzi mnie to i nie rozumiem w ogóle w jaki sposób może to kogokolwiek obchodzić. Ważne jest to co ma nam ktoś do powiedzenia. Swego czasu Tedzikowi zarzucano właśnie brak tego mistycznego PRZEKAZU, jednak pięknie odbił on to w jednym ze swoich kawałków. Ale to nie tekst o nim, także wybaczcie odbicie. Kiedy za majkiem stoi facet i jest to słabe, mam prawo jako słuchacz rapu, który wydaje swoje hajsy na płyty, wymagać od niego żeby to było dobre. Inaczej tego nie kupię, proste. Ale mogę też napisać na jego fanpejdżu, że nie podoba mi się to (zachowując oczywiście granice kultury, nie mylmy krytyki z hejtingiem, z tym ma ostatnio problem wieelu raperów) i powinno to zostać przyjęte ze zrozumieniem i zazwyczaj jest (ignorowane ;) ). Problemem za to jest, kiedy napisze się tak o zwrotce jakiejś raperki. Nie mówię tu już o skrajnościach typu Rena czy ostatnio Paręsłów, choć i w tej kwestii znajdują się eksperci, którzy wmawiają nam, że to jest dobre, ale o raperkach, które posiadają jakieś skille i umieją nawinąć coś więcej na bicie niż kfiatki typu:
przytulam wszystkie dzieci, ocieram im smarki
na stole stawiam kwiatki, znam duszy zakamarki,
lubisz wieczory, gdy smażę przetwory
… Mam coś komentować? No ale, hejtuję bo jestem facetem, wiadomo, że to czysty szowinizm wcale nie chodzi mi o skillsy. I jakby mój ulubiony polski raper nawijał o tym, że zmienia koło w samochodzie, albo że ostatnio w mieszkaniu zepsuła mu się żarówka i musiał ją wymienić to bym zapluł najpierw ekran od kompa ze śmiechu, a potem poważnie zastanowił się nad swoim muzycznym gustem. Beez kitu. I tu dochodzimy do clue problemu. Panie bardzo często podkreślają swoją elitarność na scenie. Do tego stopnia, że jest nawet utworzona specjalna ogólnopolska grupa na fejsiku, gdzie mogą się one wzajemnie wspierać. Nie wiem czy to solidarność jajników czy po prostu inny stan umysłu (bo wiadomo, że faceci mają mózg w główce, nie w głowie), no ale mnie to rozbraja. Kolejnym przejawem tego masowego wspierania i poklepywania się po plecach w każdej możliwej chwili jest wstawianie przez bardziej znane raperki (Wdowa jest tutaj pionierką) bardzo często kawałków mniej znanych koleżanek z błednym przeświadczeniem, że jest to po prostu cudne. Negatywne komentarze (przypominam, że nie chodzi mi tutaj o hejty, je tępimy) są od razu kwestionowane, często dochodzi do ich kasowania, lub stwierdzenia, że się nie znacie, hejtujecie ją bo jest dziewczyną, a w ogóle zrób coś lepiej sam. Sam wdałem się kiedyś w dyskusję z Wdową na temat tracków Gonix, które udostępniła na swoim profilu. Starając się być jak najbardziej rzeczowym i kulturalnym wyraziłem swoje niepochlebne zdanie na temat tego numeru, co oczywiście spotkało się z reakcją. Szkoda, że większość argumentów użytych przez Gośkę skupiała się na osobie Gonix, a nie na jej rapsach. Sad but true. Żeby nie było, mam na półce i „Braggacadabrę” i „Superextra” i bardzo szanuję jej rap, ale jest ona swoistą trendsetterką promowania czegokolwiek byleby była tam kobieta za majkiem. Sad but true part II. Dlaczego istnieje teraz trend pchania na scenę na siłę kobiet? Przecież utwory wspomnianych przeze mnie wyżej pań są, w najlepszym razie, do bólu przeciętne. No ale wiadomo, jest laska to trzeba ją wspierać. Bo to laska. Dalszych argumentów brak. Pieprzenie o świeżości, inteligentnych tekstach i nowatorskim flow jest teraz w każdym kawałku i nie rozumiem, jak można jarać się tym co jest do bólu przeciętne, jeśli obiekt nawijający ma piersi (wyłączamy z tej kategorii Winiego). Miejmy odwagę po prostu nazywać rzeczy po imieniu moi państwo, a szczególnie Panie. Osobiście jestem fanem rapu Lilu, bardzo lubię słuchać wielu kawałków Wdowy (choć, jak już wspomniałem, bardzo boli mnie ten jej feministyczny haj), uwielbiam pięknie zaśpiewane damskim wokalem refreny, tak samo jak bardzo lubię dobry męski wokal uderzający z siłą nie mniejszą niż Endrju Gołota za swoich najlepszych lat. Jaram się po prostu dobrą muzyką, nie patrząc na płeć.
Nie chcę by ten tekst odebrano tak, że chcę tutaj jechać z zasady po wszystkich rapujących laskach, bo wtedy faktycznie byłoby to szowinizmem, ale według mnie podział na płci w rapie jest bez sensu. Oceniam wszystkich równo. Za granicą nie ma tego problemu. Chcemy bardzo kobiecego, ba czasem wręcz erotycznego rapu? Jest Iggy Azalea. Bengery i skillsy, które niejednego rapera by po prostu wgniotły w fotel? Powitajmy Snow Tha Product. Rozkminkowe numery, które nie traktują o banałach? Gavlyn też tu jest. Na chill znakomicie nada się muzyka od Yarah Bravo. A jest jeszcze Azalea Banks, Kreayshawn i sporo innych. O niektórych najprawdopodobniej wspomnę w późniejszych tekstach, stąd brak linków do ich twórczości. Nie wspominając już o dinozaurkach (można tak powiedzieć? :D ) rapu w stylu Missy Elliot, Rah Digga czy Lil Kim. Wiem, że sprowadzenie do dyskusji do poziomu USA (tak wiem, że nie wszystkie są z USA) < reszta świata jest bez sensu, ale tam nie ma taryfy ulgowej, tam nie ma damskiego rapu, są co najwyżej kobiety, które rapują. Wiadomo, że jest też solidarność z koleżankami po fachu i nie tylko, ale tam to wszystko jest normalne, bez tej otoczki elitarności i wyjątkowości.
Nikt nie robi z tego zjawiska na skalę światową, nikt nie sprowadza tam krytyki KOBIETY to szowinizmu. Tam po prostu jak raperka jest dobra to ma propsy, jak nie jest to nie ma. I tyle. I dobrze by było, drogie panie żebyście to zrozumiały, że w rapie nie ma miejsca na sentymenty. Jesteś dobra? Rób to dalej dziewczyno, one love dla Ciebie. Nie? Cóż, naczynia same się nie zmyją ;)
P.S. KRÓL RAPU wraca!
HUBERT MISZCZUK
Jak lubisz takie klimaty, to sprawdź dżindżerów z Krakowa, w sensie dżindżer projekt. Nie wiem czy nie będą grać przed Lilu jakoś niedługo.
OdpowiedzUsuń