Na jednym z moich ulubionych rysunków Plawgo/Pyrka uroczy pan w sweterku
i okularach smuci się nad wódą i papierosami, że nie ma już z kim rewolucji
robić (tak aktywnie wszyscy korzystają z uroków cywilizacji w godzinach wolnych
od pracy). Myślę, że jeszcze do niedawna w podobnej sytuacji mogliśmy zastać
Pink, która sama starała się przewartościować zasady kierujące przemysłem
muzycznym i życiem jej fanów. Z odsieczą przyszła jej Lily Allen ze swoją
najnowszą piosenką Hard Out Here,
która świetnie wpisuje się w wylansowany kilkanaście lat temu przez Pink styl. Liczne
analogie dla nowego singla Allen możemy bez trudu odnaleźć w Stupid Girls, F**kin’ Perfect czy Don’t Let Me Get Me.
Nie mam wątpliwości, że zetknęliście się
już z produkcjami Alecii, gdybyście jednak nie wiedzieli o czym śpiewa Lily,
polecam jak najszybciej zapoznać się z tym energetycznym, wpadającym w ucho
kawałkiem:
Już pierwsze sceny skłaniają nas do porównań z teledyskiem do Stupid Girls. Na pewno jest to
najprostszy i najbardziej czytelny sposób przedstawienia problemu, dlatego tak
chętnie panie po niego sięgają. Stół operacyjny, odsysanie tłuszczu, drobne
korekty w wyglądzie i uszczypliwe męskie komentarze. Wynosząc z dobrych
kontaktów między artystkami zakładam, że Pink nie miała pretensji do koleżanki
o powielanie jej pomysłów. Ale co na to słuchacze? Może to wywoływać w nich
pewne znużenie. Stare, dobrze znane chwyty i bardzo czytelny przekaz nie mogą
zwalić nas z nóg. Niemniej po pierwszym przesłuchaniu Hard Out Here nie mamy dosyć – klip, muzyka, głos i sam tekst
działają hipnotycznie – musisz nacisnąć replay. Produkcja oszałamia krzykliwymi
kolorami, artystka wygląda olśniewająco, nie szczędzi ostrych oraz ironicznych
słów. Bez trudu znajdziemy nawiązania do ostatnich produkcji Miley Cyrus czy
Robina Thicke’a, Lily nie uniknęła także – wydaje mi się kompletnie
niesłusznych – oskarżeń o rasizm. To, co ja nazwałabym ironicznym nawiązaniem
do teledysku młodszej wokalistki, uznane zostało za nadużycie. Jak widać
publiczność stała się nieporównanie bardziej wrażliwa i nieprzebłagana niż
jeszcze kilka lat temu, co akurat w szerszej perspektywie możemy przyjąć za
dobrą monetę. Równocześnie jednak artyści docenili wartość skandali oraz
niekoleżeńskich zagrywek. A to już chyba większy problem.
Skoro nie o rasizmie, to o czym
jest Hard Out Here? Myślę, że nie
powinno być z odpowiedzią na to pytanie większych problemów. Zdecydowanie nie
chodzi tu o kolejną feministyczną kampanię, ale – mówiąc najprościej - o
zachowanie zdrowego rozsądku. Pozwoliliśmy telewizji dyktować to jak mamy
wyglądać i co w życiu robić, aby utrzymać się w branży nie wystarczy już dobry
głos i sensowny tekst. Niezbędny wydaje się być cały seksistowski sztafaż,
którego ofiarami padły niemalże wszystkie współczesne piosenkarki. Prowadzi to
nie tylko do katorżniczych diet i zaburzonego postrzegania samej siebie, ale
również do braku różnorodności na scenie. Jeszcze kilkanaście lat temu
wykonawców muzyki pop ceniono za ich oryginalność, odrębność oraz
niepowtarzalny styl. Dzisiaj każda piosenkarka występuje w otoczeniu gibkich
tancerek, w szpilkach, obcisłych strojach i krzykliwym makijażu. Brak miejsca
dla jakiejkolwiek inwencji własnej. Szczególnie narażone na to wydają się młode
wokalistki, dopiero wkraczające w muzyczny półświatek. Jednak, jak pokazują
przykłady Pink i Allen z tym problem muszą borykać się także, wydawałoby się,
zadomowione już na scenie panie. Dlatego w piosence z nadchodzącej płyty Lily
odważnie wyśmiewa reguły gry oraz epatowanie władzą i seksem w teledyskach.
Wątek dotyczący (niesłusznie) pejoratywnie nacechowanego słowa ‘bitch’
przewijał się u każdej znanej szerszej publiczności artystki – znajdziemy go u
Krysi, Lil Kim, Nelly Furtado, Beyonce, Keri Hilson czy wreszcie w niesamowitym
utworze Janelle Monae Q.U.E.E.N.
Zadziwiające, że mimo tak wielu przykładów temat ten nigdy nie był poważnie
dyskutowany, w związku z czym powstają kolejne piosenki, w których artystki
wyrażają swoją frustrację. Możemy powtórzyć za Janelle pytanie: what’s the price of the fame? I może to
właśnie ten kawałek powinnam wziąć dzisiaj na tapetę. Boska Erkah Badu i piękna
panna Monae tworzą niezwykle dumny i silny duet, pewny swoich racji (oraz
przekazujący je w niezwykle estetyczny, niesztampowy sposób). Jednak wydaje mi
się, że ciężko porównywać coś tak odmiennego w swojej formie – Lily stawia na zabawę,
lekki, choć nie pozbawiony uszczypliwości ton; Pink jako najsłynniejsza
chłopczyca oraz buntowniczka sceny nie szczędzi szyderstw oraz krytyki, w
najbardziej chyba zabawnym wydaniu; Janelle oraz Erykah natomiast wydają mi się
być z zupełnie innej gliny ulepione. Już sam tytuł wskazuje, z kim mamy do
czynienia, jest to klasa i styl przewyższający nawet Miss Carter (głównie przez
wzgląd na obecność Badu i jej ‘niby od niechcenia’ bojowniczą postawę). W
opozycji jest również minimalistyczny teledysk utrzymany w biało-czarnej
tonacji. Domyślam się jednak, że ten ton nie każdemu słuchaczowi przypadnie do
gustu. Chętniej sięgniemy po bardziej krzykliwe i kolorowe klipy, nie
szczędzące mocnych słów oraz piosenki skupiające się na wąskiej problematyce. Q.U.E.E.N. natomiast porusza o wiele
szerszą i bardziej złożoną tematykę, domagając się praw poważniejszych, o
szerszym zasięgu niż te postulowane przez wymieniane wcześniej panie. W tym
więc tkwi ich siła i słabość jednocześnie.
Jestem wielką fanką wszystkich czterech
pań, którym poświęciłam tego wieczoru trochę uwagi, muszę wyznać, że cieszy
mnie różnorodność w sposobie przekazywania takich treści. Od delikatnych
dźwięków i dziewczęcych głosów dziewcząt z TLC, przez wulgarne miny i teksty
Lil Kim w towarzystwie Aguilery, zachwycającą Beyonce aż po Lily Allen, Pink
czy Janelle Monae. Im więcej w muzyce pop i r’n’b takich klimatów oraz
poruszanie takich zagadnień, tym lepiej dla rynku i dla słuchaczy, którzy
nieoczekiwanie mogą sobie wyrobić poglądy na sprawy, którymi pozornie się nie
interesują. Pozostali mają kolejny powód do zachwytów nad inteligencją oraz
zdrowym rozsądkiem kobiet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz