Nie planowałem
pisania o tym projekcie w najbliższym
czasie, tym bardziej, że już ostatnio "zamulający" klimat gościł na
łamach Podsłuchalni przy okazji opisywania Wam solowego debiutu KNO (KLIK LINK DO ARTYKUŁU,) ale tym razem „pozamulamy” w trochę innym klimacie. Dlaczego? Bo jak siadałem
pisać ten artykuł to na zegarze była godzina 0:50, więc siłą rzeczy człowiek o
tej porze słucha muzyki innej niż słuchałby za dnia, przynajmniej u mnie tak to
działa. Więc czym i kim zajmiemy się dzisiaj? Reprezentantem znanego i
hołdowanego w pewnych kręgach 2.7.5.
BLVCK RVIDXR KLYN’u (pisownia oryginalna). Ci sympatyczni panowie trudnią się
specyficzną odmianą rapowania zwaną cloud
rapem. Na pytanie czym jest cloud rap i z czym to się je odpowiem niedługo,
tymczasem powróćmy do reprezentanta ekipy z dziwną nazwą – Ethel Wulf aka Xavier Wulf aka X. Wulf. To nagromadzenie ksywek
jest trochę mylące, ale wciąż mamy do czynienia z jednym człowiekiem,
chłopakiem właściwie, na dodatek zafascynowanym mocno japońską kulturą. Dowodów
na to można znaleźć wiele, nie tylko na obrazkach. Za koronny niech posłuży
fakt, że jego EPka, wydana wspólnie z utalentowanym i coraz bardziej znanym
Eric’iem Dingus’em, nazywa się „Damare Shizukani” . I tą, jakże egzotycznie
brzmiącą, produkcją, zajmiemy się dzisiaj.
Na początek obiecane
wyjaśnienie czym jest właściwie cloud rap. Bardzo ciężko jest zdefiniować ten
gatunek słowami, najlepiej broni się sama muzyka, jednak za, trochę
abstrakcyjny, ale zawsze, przykład niech posłuży wypowiedź Lil B, który
powiedział, że chce robić muzykę, która
brzmieniem będzie obrazowała zamek topiący się w chmurach. I powiem Wam
szczerze, że lepszej definicji nie znalazłem w całym Internecie. Wiadomo, że
można rzucać terminami, sposobami robienia bitów itp., ale to zdanie idealnie
odzwierciedla to, czym tak naprawdę jest cloud rap. To senno-narkotyczny
klimat, brzmienie wydobywające się z naszych głośników powoli, ale jednak
skutecznie pozwalające nam dosłownie sięgnąć chmur. Odlecieć przy dźwiękach,
które są ciężkie i lekkie jednocześnie. Odpłynąć i dać ponieść się falom, które
rozbijają się leniwie na pomoście, który utworzył się w momencie słuchania
między muzyką, a naszym światem. To chyba jedyny gatunek rapu, w którym bit
robi AŻ TAKĄ robotę, większość numerów świetnie brzmi i w wersji
instrumentalnej jak i w oryginale. Słowa
tego nie mogą jednak opisać, więc po prostu odpalcie, najlepszy według mnie,
numer z tej EPki i dajcie ponieść się temu co usłyszycie.
Jeśli „siadło” to Wam, to gwarantuję,
że cała EPka Was nie zawiedzie. Czas na słów kilka o niej. Składa się ona z
pięciu utworów, które tematycznie, nie oszukujmy się, nie powalają. Marihuana,
seks (#bonson) i odloty po innych narkotykach to „klasyka” gatunku. Ale nie ma
co się oszukiwać, nikt normalny na „sucho” w takich klimatach raczej nie
tworzy, a co dopiero nagrywa na takich bitach. W sieci większość cloudrap’owych
numerów posiada partie screw n chopped, ale na szczęście za dużo ich tutaj nie
uświadczymy, za co serdecznie dziękuję wszystkim odpowiedzialnym za tę
produkcję. Ethel/Xavier/X. Wulf świetnie się na perełkach od Erica odnajduje i
płynie po nich niby od niechcenia, jednak słychać duże ogranie i lekkość w
poruszaniu się po tego typu podkładach, gdzieniegdzie można nawet usłyszeć
podśpiewywane partie, jednak bądźmy szczerzy, nie jest to rzecz szczególnie
porywająca. Dobrze dobrana wokalistka lub sampel dopełniła by dzieła, a tak,
mamy tylko jęczącego rapera na tracku, co nie ukrywam, wpływa na przyjemność,
którą czerpiemy ze słuchania. Na pocieszenie powiem, że zdarza się to
sporadycznie i zazwyczaj wszystko ze sobą pięknie współgra.
Jeśli chodzi o stronę muzyczną tego
albumu, to zwolennicy tego typu brzmień będą wniebowzięci. Jak pisałem
wcześniej, leniwe brzmienie wydobywające się z głośnika pozwala nam unieść się
i odlecieć. Eric Dingus doskonale czuję
się w kodeinowo-marihuanowych klimatach i z tej mieszanki, niczym najlepszy
chemik, tworzy muzyczne dragi dla swoich odbiorców. Umiejętnie operując
warsztatem swoich umiejętności dostarcza słuchaczom to delikatny chillout, to
momenty trochę bardziej depresyjnych tworów by po chwili wyrwać nas z tego
letargu i za pomocą sampla czy wokali przerobionych w stylu screw n chopped,
ponownie wprowadzić nas w moment odlotu.
Jak zapewne wspominałem, hołduję zasadzie, że lepiej jest się nie najeść
niż przejeść, ale to jest jeden z tych nielicznych przypadków, kiedy chce się
więcej, bo po dosłownie apetyt rośnie w miarę jedzenia. Całe szczęście, że Eric
leniuchem nie jest, więc możemy usłyszeć go w wielu innych produkcjach jak na przykład
ten numer z Bones’em:
Co jeszcze mogę
napisać? Tę EPkę jak i caly cloudrap trzeba pokochać od pierwszego odsłuchu.
Jeśli te numery, które wstawiłem tutaj nie przypadły Ci do gustu, to jestem
praktycznie pewny, że znakomita większość cloudrapowych numerów nie podejdzie
Ci tak samo. Jeśli jednak spodobały Ci się ten leniwy, momentami oniryczny
klimat to czeka Cię wspaniała, choć psychodeliczna podróż. Cloudrap jest chyba
jedynym gatunkiem, w którym powtarzalność i podobne brzmienia są plusem. Jeśli
jesteś zainteresowany/a tego typu muzyką, odezwij się do mnie i coś na pewno
się znajdzie ;) A co do samej EPki – ja wracam do niej bardzo często, ma swój niepowtarzalny
klimat, przy którym „chce się jarać joint’y, oglądać anime i zatopić się w
dźwięku” jak głosi autor recenzji wynalezionej przeze mnie gdzieś w otchłani
internetów. Ja oczywiście tej opinii nie popieram, ale coś w niej jednak jest.
Na deser – wspólna kolaboracja Ethel/Xavier/X. Wulfa (gość zmienia ksywki jak
rękawiczki, nie wiem, która jest aktualna teraz, chyba ta ostatnia) i
wrzuconego przeze mnie wyżej Bones’a, z ich wspólnej płyty.
P.S. Garść ciekawostek:
1. Ethelwulf to anglosaski król żyjący na przełomie VIII i
IX wieku, mający powiązania rodzinne z samym Karolem Wielkim (jak nie wiecie
kim był ten pan to powinniście się wstydzić, serio, nie słuchajcie rapu, ale
zdobądźcie jakąś, elementarną chociaż, wiedzę).
2. „Damare Shizukani” w tłumaczeniu na język polski to mniej
więcej „zamknij się, bądź cicho” , tak przynajmniej powiedział mi jakiś
Japończyk w poście z 2009 roku wynalezionego w odmętach Sieci.
3. To najprawdopodobniej nie jest ostatnia zmiana ksywki
przez tego rapera. Jak tak dalej pójdzie to już nikt, nawet jego najwierniejsi
fani nie będą mogli się połapać.
Ciekawe są te cloudrapy... :-)
OdpowiedzUsuńwulf jest bylym czlonkiem rvidxr.
OdpowiedzUsuńTego nie wiedziałem, dzięki!
OdpowiedzUsuńHubert
super, że ktoś odkopuje takie rzeczy Polakom.
OdpowiedzUsuń