Dzień 19 listopada, był pierwszym dniem brytyjskiego
zespołu Bastille w Polsce. Odkąd pierwszy raz ich usłyszałem, byłem pewny że
mogą sporo namieszać na światowej scenie muzycznej, tak też się stało. Genialny głos wokalisty w połączeniu ze
wspaniałymi kompozycjami muzycznymi całego zespołu dają niesamowity efekt, a
każda kolejna produkcja przekonuje do tego coraz większe grono krytycznie
nastawionych słuchaczy.
Koncert poprzedził godzinny występ folk-rockowego zespołu To Kill a King
porównywalnego przez brytyjczyków do tak wielkich formacji jak m.in. The
National. Pierwsze brzmienie nie zrobiło na publice wielkiego wrażenia, jednak
po kilku piosenkach tłum zaczął szaleć i bawić się jakby znali grupę od lat.
Charyzmą i kontaktem z publiką artyści zyskali sympatię zarówno słuchaczy, jak
i samego Dana Smitha – wokalisty i lidera Bastille. Zespół został pożegnany
wielkimi brawami, ale jak się później okazało,
nie były to ich istatnie chwile na warszawskiej scenie.
---------------------------------------------------------------
Punktualnie o godzinie 21:00, światła
zgasły i zapadła idealna cisza, przerywana raz po raz piskiem lub krzykiem. Kilka
donośnych bębnów i bez zbędnego wstępu zaczęło się show. Praktycznie caly
koncert zdominowały piosenki z debiutanckiego krążka pt. „Bad Blood”, ale nie
zabrakło również nowości. Poza głownymi atrakcjami jakimi były piosenki
„Flaws”, „Laura Palmer”, „The things we
lost”, czy pokochany przez polskich fanów „Pompeii”, niesamowitym zaskoczeniem
był cover piosenki „The Rhythm of the Night”
(Corona – 1993) -dawno nie wdziałem czegoś tak niesamowitego, wszyscy skaczą, wszyscy się bawią, wszyscy śpiewają. Według mnie - najlepiej wykonany cover tej piosenki jaki w historii. Swoją oryginalność wokalista pokazał również podczas
wykonywania utworu „Flaws”, w przerwie,
między utworami, założył bluzę i śpiewając udał się na spacer wokół
publiczności mając kaptur na głowie i mikrofon w ręku.
Cały koncert był niesamowitym zaskoczeniem, pomimo stosunkowo krótkiego
czasu na światowej scenie muzycznej, zespół wyróżniał niesamowity
profesjonalizm oraz ogromne pokłady energii, na ostatnie dwa kawałki koncertu
na scenę do wspólnej zabawy został przez Dana zaproszony zespół To Kill a King,
co również nie uszło uwadze widzów i spotkało się z wielkimi entuzjazmem. Cały klub skakał, bawił się i tańczył a
Bastille razem z nim. Był tylko jeden mały problem – czas. Nie wiadomo kiedy
minęły dwie godziny, a koncert się skończył.
Na koniec mały zarys tego co się działo w warszawskiej Stodole:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz