Polub mnie!

sobota, 21 grudnia 2013

Muzyka Ekranu - Głupawa komedia na kaca



Ostatnimi czasy miałem parę dni, po których czułem się SUPERŹLE. To kwestia braku umiaru... Na kacu, dobrze jest znaleźć odpowiednie dla tego stanu źródło rozrywki, zatem wraz ze współlokatorami, postanowiłem obejrzeć sobie głupawą komedię amerykańską, co by nie nadwyrężać mózgownic. Komedia ta nazywała się Superbad , czy też z przyczyn znanych tylko tłumaczowi , którego ułańska fantazja zdrowo poniosła- Supersamiec. Uśmiałem się do rozpuku dzięki tym, momentami oporowo prostackim, żartom, ale zauważyłem też inną kwestię, na którą nie zwróciłem uwagi oglądając film wcześniej. Ma kozacką ścieżkę dźwiękową, czemu więc nie przyjrzeć się trochę bliżej ze dwóm perełkom, który akompaniowały przygodom Evana i Setha.



The Bar-Kays – Too Hot To Stop



Jak wspomniałem wyżej, relaks wymaga konkretnych komponentów. Jeśli jest to odmużdżająca komedia, to tym lepiej, jeśli ma w sobie trochę zacnych brzmień, na przykład funkowych. Takie własnie doskonale pasują to luzackiego, nie zaczepiającego Twojego intelektu, klimatu. Film na sam początek serwuje nam numer o tytule Too Hot To Stop, autorstwa zespołu o nazwie The Bar- Kays. Brzemieniowo czerpiąca z R&B , funku i soul ekipa została uformowana w Stanach (konkretnie Memphis, Tennessee) w roku 1966. Mimo trudnych początków ( w 1967 w wyniku rozbicia się samolotu giną manager zespołu , giitarzysta Jimmie King, organista Ronnie Caldwell, saksofonista Phalon Jones oraz bębniarz Carl Cunningham), trębacz Ben Cauley oraz basista James Alexander, obudowują grupę, aby na przestrzeni lat 1967- 2012 wydać 20 płyt. Nie na historii zespołu zamierzam się jednak skupiać, lecz na ich kawałku, który znalazł się w filmie. Jest to dokładnie pierwszy, jaki słyszymy po rozpoczęciu oglądania, swoiste intro które wysyła nam wyraźną informację w jakim klimacie utrzymana będzie produkcja. Przed oczami przelatują nam kolorowe pola, na tle których, nieco koślawie, tańcują kontrury postaci protagonistów filmu. Ciepłe funkowe nutki w połączeniu z tancerzami wyglądającymi niczym Flip i Flap, przywołują na skacowanej twarzy delikatny uśmiech. Tekst, jak szybko się przekonujemy ( i jak na soundtrackowy kawałek przystało) doskonale odzwierciedla.... priorytety bohaterów ( mówiąc bardzo ogólnie), czyli grubą imprezę, na której doszłoby do bliższego poznania z jakmiś młodymi damami- ach ta amerykańska młodzież. Podsumowując- przyjemne dla ucha, lekkie funkowe rytmy.

Lyle Workman- Goldslick/ Seth Fantasy


Za kolejny elelement ścieżki dźwiękowej odpowiedzialny jest niejaki Lyle Workman, pochodzący z Kalifornii gitarzysta i producent muzyczny, a także główny kompozytore soundtracku do Superbad. Scena w jakiej pojawia się utwór, w zależności od Waszego poczucia humoru, stanu psychicznego i luzu może wywołaću różne reakcje. Ma ona miejsce w supermarkecie, do którego zdesperowany młody człowiek udaje się, aby ukraść, alkohol, z kupnem którego miałby duży problem, bo jak wiemy nie jest on sprzedawany w jego kraju osobo, poniżej dwudziestego pierwszego roku życia. Scena byłaby najzwyczajniej w świecie denna, gdyby nie szkopuł , który mnie( może jestem prostak) bawił- połączenie pokręconych fantazji bohatera oraz ścieżki dźwiękowej. W wizjach , które przewijają się przez głowę bohatera widzimy, babcię kupującą mu alkohol i życzączą mu udanego seksu, ze swoją wybranką , po tym jak był na tyle uprzejmy, by podnieść jej torebkę, czy też próbę powalenia ochroniarza butelką wódki, którą ten wykonwszy ofensywny ruch podcina bohaterowi gardło. Wszystko to na tle klawiszowych mrocznych dźwięków, które sparodiować mają takie słyszane przez nas w scenach akcji. Efekt jak sądzę udany, jeśli jedyne czego chcesz w danej chwili to leżeć i oglądać głupoty...Cóż, film nie porywa intelektualnie, ale jedno jest pewne, muzycy pojawiający się na soundtracku zasługują na sporo uwagi.

Volver...

Przejdźmy do ambitniejszego kina. O reżyserze, do którego twórczości chcę się odwołać krążą różne opinie. Jak na ironię, wiele tych negatywnych pada ze strony jego rodaków, Hiszpanów, z których wielu uważa, że jego ewentualny geniusz to kwestia zbyt rozdmuchana. Twierdzą, iż na siłę wprowadzą kontrowersje do swych obrazów, i to własnie przez to uwodzi świat swoim kinem. Pedro Almodóvar Caballero, bo tak brzmi pełne nazwisko reżysera, to twórca niekonwencjonalny i bez względu na to co MOŻNA mu zarzucić TRZEBA mu przyznać, że tworzy wątki, a raczej całe historie, tak oryginalne w swej brutalności, obrzydlistwie i niekonwencjalności, że nie przestaje zaskakiwać. A w dodatku w jego filmach, jak z mojego coraz większego doświadczenia z tym kinem wynika, jest piękna muzyka. Przykładem na to jest utwór pochodzący ze ścieżki dźwiękowej do filmu Volver, który popełniła piękna hiszpańska wokalistka- Estrella Morente. Artystka, wyniosła muzykę z domu rodzinnego. Jej ojciec, który podobnie jak ona śpiewał flamenco, był dość kontrowersyjną postacią w hiszpańskim światku muzyczny- zmieniał tradycyjne elementy typowe dla gatunku. Estrella występowała u boku ojca już od siódmego roku życia, żeby w roku 2001, w wieku 21 lat, nagrać swój pierwszy album , o nazwie Mi cante, y un poema. Utwór, który zwrócił moja uwagę to kwintesencja brzmienia flamenco. Almodóvara również musiał urzec, gdyż tytuł filmu jest taki sam jak kawałka. Fabuła obraca się wokół dwóch sióstr, których życie ulega znacznym komplikacjom. Jedna z nich czuję się samotna, podczas, gdy druga trwa w toksycznym małżeństwie, BARDZO szkodliwym, z powodu niezrównoważonego seksualnie ojca. Istotnym elementem jest również tajmenicza śmierć ich matki, która miała mieć miejsce w wyniku tragicznego romansu. Wątki pogmatwane, jednak to o czym mówi tekst piosenki Morente oddaje również idee filmu. Poetycki i przepełniony nostalgią utwór mówi o przemijaniu i cierpieniu oraz przede wszystkim rozważa, czy mimo wydarzeń całowicie destruktywnych dla człowieka, istnieje możliwość powrotu do tego co było. Stąd tytuł, który przetłumaczony na polski oznacza Wracać. W filmie miała być to ulubiona piosenka wyżej wspomnianej przeze mnie matki bohaterek, śpiewana w dzieciństwie przez jedną z córek. Gdy ta powtórnie po latach decyduje się na jej zaśpiewanie jest to , w pewien sposób jej własny emocjonalny powrót. Nietrudno wyobrazić sobie charakter sceny. Penélope Cruz (odgrywająca tę rolę) śpiewa ją w sposób, powiedzmy trochę oszukany, gdyż z podłożonym wokalem...ale mimo to sądzę, że chwyta za serducho. Pod spodem załączam wersję live , wykonaną ciałem i duchem przez autorkę :) a także link do w miarę niezłego tłumaczenia tekstu.

Estrella Morente- Volver




Heisenberg...czyli co gra w Breaking Bad

Pozostańmy jeszcze na chwilę w klimatachch hispanojęzycznych. Ostatni utwór , którym chciałbym się zająć, pochodzi z serialu, którego wybitność może potwierdzić nawet taka ikona kina jak Anthony Hopkins. W dużym skrócie opowiada on historię zdolnego, nispełnionego w życiu chemika, który dowiaduje się, że ma raka na bardzo poważnym stadium, tak więc szanse na jego przeżycie są znikome. Aby w trakcie ostatnich dni swojego życia zapewnić dobrobyt rodzinie postanawia zająć się produkcją narkotyków. Dzięki swojej wiedzy postanawia wytwarzać krystalicznie czystę metamfetaminę. Akcja serialu odgrywa się w Nowym Meksyku, tak więc mamy do czynienia z pustynnym przygranicznym klimatem. Twórcy zastosowali w związku z tym ciekawy zabieg- wprowadzeniem do jednego z odcinków uczynili coś na wzór teledysku, zespołu meksykańskiego , śpiewającego balladę o rozsławionym w świecie narkotykowym głównym bohaterze , który nadał sobie pseudonim Heisenberg. Jest to skoczna , gitarowa piosenka , opowiadająca o problemach , jakie przyspożył meksykańskim gangsterom główny bohater. Mówi o rzeczywistości w jakiej odbywa się nielegalny handel na granicy. Jest także przykładem powstałego na granicy Stanów i Meksyku gatunku o nazwie narcocorrido( narco- od angielskiego narcotics i corrido, czyli meksykańska ballada), porównywany przez krytyków muzycznych z gangsta rapem. Narcocorrido, powstać miało podobno już w latach trzydziestych, kiedy to pojawili się pierwsi przymytnicy narkotykowi. Artyści tworzący ten meksykański, taneczny, folk niejednokrotnie byli mordowani, przez swoje powiązania ze światem przestępczym. Jednym z nich był niejaki Chalino Sánchez, meksykański emigrant, który upublicznił ten gatunek muzyczny, mówiący o największych problemach przygranicznego społeczeństwa. W serialu, wykonując balladę gościennie wystąpił prawidzwy zespół – Los Cuates de Sinaloa. Link wraz z tłumaczeniem angielskim w filmiku załączam niżej. Niewątpliwie ciekawy gatunek muzyczny , zapraszam do sprawdzania i żegnam się czule...




Adam Borowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz