Polub mnie!

czwartek, 19 grudnia 2013

Cinemon - Three Days EP ( Recenzja)



Powracam po długiej przerwie, na którą nie mogło nic poradzić. Jak to student I roku DiKS KUL ja i moi współtowarzysze klimatyzują się i szykują na pierwszą sesję zaliczeniową. Każdy student wie z czym to się wiąże, dlatego też nie ma sensu tego opisywać. Zwłaszcza, że nie o tym teraz mowa.


U progu świąt tak pięknych i uroczystych odbyłem kolejną wspaniałą podróż do świata muzyki. Tym razem w centrum zainteresowania znalazł się kolejny krakowski squad grający muzykę z energią podobną do wybuchu wulkanu, można rzec. Nieee, żaden heavy metal mili Państwo! To, co najcięższe nie pozostawiło tu żadnego, nawet najmniejszego śladu, a mimo to ów siedmiu (a właściwie sześciu) utworów można słuchać bez końca.

Cinemon - krakowska formacja muzyczna, która z zamiłowaniem wraca do tego co stare i dobre. Na początku działalności (rok 2005) było triem w zestawie gitara-bas-perkusja i tak jest po dzień dzisiejszy. W grudniu 2013 wypuścili swój nowy produkt zwany "Perfekcyjnym Oceanem". Sprzedaż idzie wyśmienicie, a na nowy rok są już ustawione plany. Panowie pragną wyjść na sceny (chodzi o trasę), dalej nagrywać i świetnie się bawić.



Cinemon - Analog Man

Przyjrzyjmy się bliżej jednemu z pierwszych dokonań, a mianowicie EP-ce "Three Days". 
Jak to wspomniałem powyżej, grupa "z zamiłowaniem wraca do tego co stare i dobre". Chodzi tu o standardowy "powrót do korzeni", czyli przypomnienie słuchaczom dokonań prekursorów muzycznych, którzy nadali poszczególnym gatunkom kształt ostateczny. Po odsłuchaniu "Three Days EP" można jasno stwierdzić, że członkowie formacji są gorącymi fanami Led Zeppelin. Od początku do końca słychać te charakterystyczne gitary, doskonale oddające klimat tamtych pięknych lat. Wprowadzający utwór "Up in the skies" zaczyna się ostro i  kipi wewnętrzną energią. Wokalista stara się ze wszystkich sił wpasować się w całość i wychodzi mu to znakomicie. Dwójka pod postacią "Na Na Na" to czysty zeppelinowski kawałek, który urzekł mnie najbardziej. Tytułowy "Three Days" - czysta energia, przy której walą się mury (w pozytywnym rzecz jasna znaczeniu). Tytuł czwartego ("Let's Dance") mówi sam za siebie - można tańczyć, nie zaszkodzi. "Barefoot" to powrót do utworów 2 i 3 i można pisać o nim tak samo pozytywnie jak o poprzednikach. A jeśli chodzi o "Analogowego Człowieka", to on jako jedyny nie wychodził z mojej głowy na całe dnie, a wszystko przez refren. I to należy brać pod uwagę czysto pozytywnie. To także tyczy się jego wersji live dołączonej jako ostatni kawałek na EP.

Cinemon - Nobody's Gonna Put Out The Fire


Jest mi niezmiernie miło, że mogłem poznać kogoś takiego jak Cinemon słuchając ich kompozycji. To drugi pochodzący z Krakowa zespół (w kolejności po Empty Ashtray) jaki miałem przyjemność "wybadać". "Three Days EP" słuchałem przez tydzień i pozostawiał niedosyt. Ale cóż się dziwić, to przecież minialbum. Ale za to dostałem dowód, że Polak potrafi zwłaszcza, jeśli chodzi o tworzenie muzyki, która przed laty porywała serca wielu. Bo moje porwała…



Ocena autora: 8/10

Michał Abramek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz