Polub mnie!

wtorek, 26 listopada 2013

SlavRAPS - FENOMEN, czyli historia pewnego Roma (cz. 2)

E.R.A, Bengoro, Bozk na rozlúčku... O tych trzech wydawnictwach, stanowiących filar kariery Patríka Vrbovskiego aka Rytmusa, mogliście przeczytać w zeszłym tygodniu. Gdyby zakończyć historię pieszczańskiego emce w tym miejscu, mielibyśmy już całkiem rozbudowaną i interesującą opowieść o raperze, który z pozycji kompletnego outsidera przeszedł do roli legendy słowackiego środowiska, tworząc przy tym coś, na czym wzorowali się inni, kreując i wyznaczając trendy. Jeśli mielibyśmy skończyć na roku 2007, to już można by powiedzieć: prekursor, gwiazda, człowiek sukcesu. Tylko że od czasu wydania drugiego Kontrafaktu minęło pięć lat. Pięć długich lat, które zasługują na odrębne opisanie, na osobny artykuł. Dlaczego? Ano dlatego, że jeśli do Bozku na rozlúčku Rytmus rozwijał się w zaskakująco szybkim tempie, to te pięć kolejnych lat stanowi prawdziwą eksplozję sławy, sukcesu i – co za tym idzie – kontrowersji najsłynniejszego rapera Europy Środkowej.






Po piorunującym sukcesie drugiego krążka Kontrafaktu Vrbovský pojawia się w 2008 roku z singlem Zostalo ticho (pl. Została cisza). Nie musi zapowiadać już nowych projektów, nie potrzebuje upewniać swoich fanów w przekonaniu, że dalej trzyma formę. Ostatnie lata wdrapywania się na szczyt zaowocowały pozycją niekwestionowanego lidera słowackiej branży hip-hopowej, więc nawet jeśli rok 2008 nie przynosi żadnego większego materiału sygnowanego jego pseudonimem, to wskaźniki jego popularności bynajmniej nie opadają.


A nawet jeśli któryś z fanów przestraszył się, że jego ulubiony raper zwalnia tempa, to było to zupełnie niepotrzebne. Kolejny rok staje się bowiem jednym z jego najproduktywniejszych. To właśnie wtedy wychodzi w Polsce znana i grywana do dzisiaj w klubach kolaboracja Soboty, Dona Guralesko i Wall-E'ego z Kool Savasem, Bigzem i właśnie Patríkiem. Na Słowacji i w Czechach ukazuje się singiel piosenkarki Tiny z jego gościnnym udziałem pt. Príbeh (pl. Historia), który – jak to określił amerykański raper z Pragi, Nironic – bije z głośników za każdym razem, kiedy robisz zakupy w TESCO. Rytmusa grają nawiększe radiostacje. Stanowi on, wraz ze swoim majątkiem i życiem prywatnym, łakomy kąsek również dla tabloidów. Krótko mówiąc: Vrbovskiemu powodzi się jak nigdy. Cóż można jeszcze uczynić?




Ano, na przykład rozwalić całe miasto... Klip do singla Verejný nepriateľ (pl. Wróg publiczny) z pewnością nie należy do niskobudżetowych (później wychodzi na jaw informacja, iż kosztował on ok. 200 tys. €) , a Rytmus kroczący po ruinach Bratysławy zdaje się być jeszcze pewniejszy siebie niż zwykle. Nic dziwnego – teledysk powstaje bowiem niedługo po ukazaniu się wyczekiwanego przez wszystkich drugiego solowego album rapera. Jesienne miesiące dwa lata temu przyniosły pierwszy przełomowy moment – wydanie albumu Kontrafaktu, który zamknął pewien rozdział w karierze pieszczańskiego pół-Roma. Teraz przychodzi jesień 2009, a wraz z nią przełomowy moment numer dwa. Panie i panowie, przed wami Kral (pl. Król)!


„Nie muszę się przedstawiać, każdy wie, że jestem królem.” [cytat pochodzi z utworu Verejný nepriateľ, album Kral, 2009]

To, że Rytmus lubi zaskakiwać, widać (a raczej słychać) najlepiej właśnie na przykładzie najnowszego albumu. Oto rap sensu stricto ustępuje miejsca eksperymentom z łączeniem gatunków. Vrbovský sięga po r&b i elektronikę, dołącza do swojej twórczości podśpiewywane linijki, nie boi się zmierzać w kierunku muzyki popowej. Nie oznacza to jednak, że idzie po linii najmniejszego oporu. Przecież zdobycie bitu od samego DJ-a Premiera (a taki właśnie znajdziemy na tracku Jediný) wymaga z pewnością niemałych starań. W każdym razie, Kral jest inny niż wszystko, co Rytmus do tej pory wydał.



Efekt? Płyta, która trafia na sklepowe półki 30 listopada, pierwszego dnia grudnia stała się platyną. Wystarczył jeden dzień, aby osiągnąć ten status. Fakt, że jest to absolutny rekord jeśli chodzi o słowacką i czeską branżę hip-hopową, jest chyba oczywisty, podejrzewam jednak, że na próżno szukać czegoś podobnego również w innych gatunkach muzycznych. Najdroższy klip w historii, najszybciej zdobyta platyna, najlepsza do tej pory sprzedaż (do 2011 roku ponad 30 tysięcy sprzedanych kopii)... Rytmus wdrapał się właśnie na szczyt?

„Oczekiwałem tego. Kocham was, dzięki za wsparcie.[cytat pochodzi z artykułu Rytmusov album Král platinový za jeden deň ze strony 90bpm.sk]



Na Králu jest wszystko. Potężne Zlatokopky (pl. pejoratywne określenie na dziewczyny utrzymujące się z tzw. sponsoringu), prześmiewcze Salalaj, osobisty Král (pl. Król), upbeatowa Sága pokračuje (pl. Saga trwa nadal). Rytmus nie stworzył dotychczas tak różnorodnego albumu i właśnie to staje się przyczyną pewnych kontrowersji. Wśród okrzyków zachwytu ze strony słuchaczy daje się od czasu do czasu usłyszeć cichy jęk zawodu, a może i nawet zniesmaczenia. Część fanów nie podziela opinii, że muzyka powinna ewoluować i oczekując drugiego oldschoolowego Bengoro, obchodzi się smakiem. Pojawiają się (który to już zresztą raz?) zarzuty, że Vrbovský zaprzedał duszę diabłu o mrożącym krew w żyłach wszystkich gorliwych undergroundowców imieniu: komercja. Że robi łatwą, chwytliwą muzykę. Że to już nie rap, tylko jakieś disco. Że się skończył.


Stylowy Monopol – kawałek wypuszczony w 2010 na producentce bitmejkera o pseudonimie Grimas – ma w zamierzeniu uciąć te spekulacje. Chwilę potem dochodzi jednak do kolejnej kontrowersyjnej sytuacji. Oto słowacka hybryda Naszej-klasy i Fotki, czyli Pokec, którego użytkownicy rzadko kiedy mają więcej lat, niż trwa do teraz kariera Rytmusa, decyduje się na zatrudnienie rapera przy tworzeniu kampanii reklamowej. Skoro idą za tym porządne pieniądze, Vrbovský nie odmawia – do takiego podejścia zdążył już przecież przyzwyczaić swoich fanów. Reakcje części środowiska są jednak bardzo negatywne.



„Ale tu chodzi o to, niech rapuje i niech nie bierze udziału w tych popowych gównach. Album «Bozk na rozlúčku» był świetny. Ale od wtedy nie mogę go słuchać.” [komentarz jednego z czytelników artykułu Rytmus: Nový singel nie je nikomu ľahostajný, to je dobre!, portal Aktuality.sk, 07/2010]

Wygląda więc na to, że eksperymenty muzyczne i olbrzymi sukces komercyjny „okupione” zostały utratą respektu u części słuchaczy. Imiesłów w poprzednim zdaniu wrzuciłem w cudzysłów nieprzypadkowo. Cóż to bowiem za okupienie, skoro Rytmus wciąż nie schodzi ze szczytów rankingów popularności? Z pewnością duża część komentarzy podobnych do powyższego to również głosy hejterów, do których obecności pieszczański emce musiał być przyzwyczajony od samego początku swojej kariery. A to, że teraz ich przybyło... Cóż z tego?

Pod koniec roku 2010 dowiadujemy się, że Vrbovský zasiądzie w jury drugiej edycji czesko-słowackiego Superstar, czyli programu bliźniaczego do polskiego Idola. Mamy więc kolejną kontrowersję, kolejne głosy krytyki ze strony „tych prawdziwych” i... sto tysięcy euro na koncie rapera. Rozbrajająca szczerość, z jaką wypowiada się on o swojej gaży za udział w programie i o tym, co myśli o tego typu show, chyba najlepiej odzwierciedla jego charakter. Ot, paradoks show-biznesu – możesz z niego szydzić, przejechać się po nim po całości, a i tak ci zapłacą...



Rok 2011 przynosi jedne z najbardziej znanych singli rapera z Pieszczan – Technotronic Flow i JEBE. Ten drugi ponownie wywołuje burzę wokół jego osoby i to nie tylko ze względu na soczysty, pełen wulgaryzmów tekst. Wydanie singla łączy się bowiem z zapowiedzią trzeciego solowego albumu artysty. Otrzymujemy zapewnienie, że teraz będzie inaczej niż dotychczas. Bujający podkład do JEBE produkuje uznany czeski producent Sukowach, który razem z S3RiOUS-em odpowiada lwią część bitów na przygotowywanym albumie. Pomimo zeszłorocznych kontrowersji, oskarżeń o szeroko pojęte „popsucie się” i opadnięciu emocji po Kralu – apetyty słuchaczy rosną. A kiedy 9 października 2011 na YouTube pojawia się poniższy filmik, wszyscy ponownie czekają już tylko na jedno.


2 grudnia 2011. Tvoj Tatko Records wypuszcza album Fenomen. Słuchacze otrzymują w nim jedenaście utworów, wśród nich dwa z gościnnym udziałem Ego. Rzeczywiście, jest inaczej niż poprzednio. Rytmus na Fenomenie również stawia na eksperymenty, również łączy czysty rap z innymi gatunkami, nie boi się wprowadzać do swojej muzyki elementów, których na Słowacji jeszcze nikt nie wprowadził. Przyciąga to rzeszę zwolenników, jak i zauważalne grono krytykujących. Jedno jest jednak pewne – Fenomen to płyta, obok której nie da się przejść obojętnie. I bije od niej stylem. Na kilometr.

„– Robiło ci się ten album najtrudniej, ze względu na to, że czasami odbiega on trochę od rapu?
– To na pewno, jeśli chcesz pobić album Kral i znowu chcesz bić rekordy. Podnoszę poprzeczkę wyżej i trudno jest robić hity. Człowiek, który nie wydaje albumów, nie wie o czym mówię. Ciężko jest w dzisiejszych czasach sprzedać piąty album, ciężko jest w dzisiejszych czasach mieć kanał na YouTube z całkowitą liczbą wyświetleń przekraczającą 50 000 000. To nie efekt szczęścia tylko wieloletniej harówki.” [fragment wywiadu Na vrchu som sám, pretože som jebnutý po premierze płyty Fenomen, portal Refresher.sk, 12/2011]

Fenomen staje się trzykrotną platyną. Wypuszczony w 2012 roku teledysk do znajdującego się na nim utworu AKM notuje ponad sześć milionów wyświetleń. Jeśli komuś przyjdzie na myśl zadać pytanie: czy którakolwiek z produkcji Rytmusa (solowych, jak i wspólnie z Ego i Anysem) nie osiągnęła komercyjnego sukcesu, odpowiedź jest krótka i treściwa: nie. Jeśli ktoś spyta o to, czy na którymkolwiek z albumów da się wyczuć prostactwo, niedopracowanie, tandetę, odpowiedź jest krótka i treściwa: nie. Jeśli ktoś zacznie się zastanawiać, czy głosy niezadowolenia, jakie pojawiły się po wydaniu Krala jakkolwiek przyćmiły karierę pieszczańskiego emce, odpowiedź jest krótka i treściwa: nie.

Muzyka Patríka Vrbovskiego nie musi podobać się każdemu. Styl słowackiego artysty jest specyficzny, na próżno szukać u niego pewnych elementów, które uważa się dziś powszechnie za wyznaczniki „skillsowości” rapera. Również jego sposób bycia może nie przypaść wszystkim do gustu. Niezależnie jednak od tego, co myślimy o egzystencji i twórczości pół-Roma z Pieszczan, nie możemy – po prostu nie możemy – odmówić mu charyzmy, wyjątkowości, talentu i przedsiębiorczości. Rytmus, Panie i Panowie, to w istocie fenomen. Ziemia słowacka nie spłodziła drugiego takiego zawodnika i myślę, że nie będzie w żadnym wypadku przesadą stwierdzenie, że nie ma on sobie równych w naszej części Europy. Kiedy w 2013 roku ogłoszono, że powstaje trzeci Kontrafakt, setki tysięcy (a, sądząc po wyświetleniach na YouTube, może i miliony?) słuchaczy – łącznie ze mną – ponownie będą śledzić wydarzenia poprzedzające jego wydanie. Kiedy w lipcu ukazał się pierwszy singiel, Stokujeme vonku (pl. Włóczymy się na zewnątrz albo Chillujemy na zewnątrz), stało się jasne, że ten materiał znowu tworzony jest z zamiarem pobicia poprzednich. Kiedy kończyłem składać ten artykuł – w niedzielę 24 listopada 2013 – pojawił się drugi klip...



Pokuszę się o stwierdzenie, że nie słyszałem niczego lepszego od tych panów. Zbliżająca się wielkimi krokami Navždy (pl. Na zawsze) ma szanse zrobić jeszcze bardziej niż zwykle zamieszać na słowackiej scenie. Zainteresowanie twórczością Vrbovskiego rośnie również w naszym kraju. Z nieukrywanym zadowoleniem mogę stwierdzić, że znam coraz więcej ludzi, którzy przesłuchali Fenomen, którzy sięgają po krążki Kontrafaktu, a nawet takich, którzy z dumą chwalą się fizycznymi wydaniami Bengoro czy Krala. Panie Patríku Vrbovský, czy po ponad dwudziestoletniej karierze, po niewyobrażalnym, nieosiągniętym przez nikogo innego, sukcesie, wspominane przeze mnie w części pierwszej artykułu o tobie zejście w blasku jupiterów nastąpi już niebawem? Czy stanie się tak po premierze Navždy?

„Mam wielkie plany, wielkie marzenia i wielkie cele...” [fragment wywiadu Na vrchu som sám, pretože som jebnutý po premierze płyty Fenomen, portal Refresher.sk, 12/2011]

Trzymam za słowo, Rytmus.


WOJCIECH SUSKI

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz