Polub mnie!

wtorek, 3 grudnia 2013

"Muzyka słodko - gorzka" - kamp! (wywiad)




Polub nas na Facebooku: https://www.facebook.com/Podsluchalniaa : )

Mateusz Grzeszczuk: Wychodzę z propozycją, żeby wasi fani przychodzili na koncerty w kapturach.

Radek : Robin Hood inspirował nas od maleńkości, dlatego lubimy te kaptury.

Michał: Bardzo dobrze powiedziane! Te kaptury się pojawiły, bo to jest tylko kwestia wyjścia na scenę, kiedy chcesz zostać...

R: Anonimowy!

M: Oczywiście to się nie udaje. Czyli pierwsza rzecz: z biegu, wtedy kiedy wchodzisz na koncert i po koncercie chcesz ukryć słabą fryzurę (śmiech).

Trzeba jeszcze jakąś chustkę a’la Pezet.

R: Chusta to już jest za dużo, bo to trzeba wiązać.

M: Ale zdecydowanie należy wprowadzić ręczniki. Jak będą ręczniki to nie będzie kapturów.

W dodatku pomyśleć o własnej sieci odzieżowej: Kamp! Wear

M: Tak, to możemy. Nawet myśleliśmy o tym!

R: Ale spokojnie to jak wydamy siódmą płytę hip – hopową to będziemy się tak ubierać.

Kult klasyki i parcie wstecz. Czy prywatnie, tak jak muzycznie jesteście też takimi „chłopakami w retro”? Może zbieracie jakieś przedmioty?

R: Z gromadzenia - to nam ostatnio odbiło na punkcie syntezatorów, mamy bzika! To i tak jest dosyć kontrolowany proces, tak więc to jedyna rzecz. W ostateczności przęt nadaje się tylko do komponowania muzyki.

M: Ja akurat tylko zbieram płyty winylowe.

R: Ale to też nie jest jakaś retromania. Nie mamy ciągot, a lata 80te zawsze gdzieś się u nas przewijały, bo jesteśmy tym pokoleniem.

M: Myślę, że ten okres jest ważny w muzyce pop. Miał wpływ na wiele gatunków – house, hip- hop, post- punk. To jest bardzo ciekawy czas w muzyce i warto do niego wracać, korzystać, jednocześnie cały czas gnać do przodu. Spotkać się gdzieś w środku.

R: W środku lat 80’tych (śmiech). To będzie gdzieś w 85’tym!

Gracie od dawna, całkiem niedawno udało wam się wskoczyć „stopień wyżej’’, a ludzie…

M:  Czekaj, czekaj! Staram się uprzedzić pytanie, które pojawia się tylko w Lublinie. No powiedz, powiedz.

R: No ja nawet nie udzielałem tego wywiadu.

W skrócie: gracie to samo, a wasi fani uważają, że „kiedyś, kiedyś to było lepiej”.

M:  Tak! Lublin! Tak, to pytanie pada tylko w Lublinie!

R: Po drugim koncercie w Soundbarze mieliśmy taki zarzut, że nie brzmimy tak jak na pierwszym koncercie. Pierwszy – 2010. Drugi – 2011. Na przestrzeni roku okazało się, że się sprzedaliśmy. A że do płyty jeszcze było jeszcze hen hen… Ofensywni jesteście!

M:  Ale to jest ciekawe! Ostatnio mieliśmy koncert w Domu Kultury, który skończył się nagłym wyjściem pani dziennikarki, która pytała dlaczego się sprzedaliśmy, splagiatujemy, dlaczego zrobiliśmy remix Brodki. Przynajmniej kilka takich zarzutów, które trzeba byłoby wyjaśniać w sądzie.

R: Byliśmy pod ścianą.

M:  Dokładnie tak. W krzyżowym punkcie pytań.

Ale nadal nie macie kontaktu z Brodką?

R: Tak, nadal nie sprzedaliśmy się bo nie mamy kontaktu z Brodką (śmiech).

Co do kontraktów. Im bardziej wgłębialiście się w umowę, tym bardziej zwlekaliście z jej podpisywaniem. Odstraszyły procedury?

R: Wytwórnie działają po to, aby zarabiać, więc generalnie dobro artystów mają na drugim miejscu. Uważaliśmy, że to co zbudowaliśmy sami, nasz pomysł, czas, energia, cztery lata pracy powinniśmy kontynuować samodzielnie. Później ktoś zechce to zmonetyzować albo zgarnąć owoce tej pracy… To była dla nas bardzo trudna decyzja, a to dodatkowo nie mieliśmy wtedy o tym zielonego pojęcia. Latem zeszłego roku nie wiedzieliśmy nawet jak promować płytę, co robić. To taki jedyny moment w naszym pięcioletnim działaniu. W perspektywie roku była to najlepsza decyzja.

Różni się według Was granie w różnych regionach Polski? Wschód może być bardziej "melancholijny", Warszawa - otwarta? Dostrzegacie jakieś różnice w odbiorze elektroniki?

Nie dostrzegliśmy takiej zależności. Oczywiście publiczność potrafi się różnić, ale to raczej wynika z różnych innych czynników, które działają akurat tego dnia, w tym mieście, w takim a nie innym klubie, ale chyba nie wpływa na to położenie geograficzne, co nie zmienia faktu, że uwielbiamy pojawiać się w mniejszych miastach, gdzie przyjęcie jest zawsze bardzo entuzjastyczne.



Jak wytłumaczylibyście fakt, że jesteście szczególnie znani w krajach latynoskich?

R: To jest bardzo proste. Latynosi mają bardzo podobny zmysł melodii, harmonii do Polaków. Oni uwielbiają melodyjne rzeczy. Jest krąg harmonii, na które bardzo dobrze reagują i nie chodzi tu konkretnie o Polską muzykę. To musi być coś subtelnego. Latynosi nie połknęliby Berlińskiego techno, chociaż uwielbiają tańczyć. Wydaje nam się, że w tej kwestii mamy im coś do zaproponowania.

Padło określenie, że wszystkie ballady o miłości,  wasze piosenki na czas ”po nieudanej randce” chcecie zmienić w istną petardę!

R: Myślę, że na ten temat powinien wypowiedzieć się Tomek, nasz tekściarz. Ale coś w tym jest. Muzyka musi być słodko- gorzka. Nie wszystko nam się udaje, ale nawet te momenty, które są gorsze zawsze można przekuć na coś innego.

M: Ale to jest właśnie nasz cel, który udało się zrealizować. O tym, że płyta jest spójna i nadaje się do samochodu. Jedzie się i dobrze się tego słucha – to chyba najlepszy komplement. Ta płyta jest inna przed imprezą, po imprezie.

R: Utwory na imprezę. (śmiech).

M: Więc to jest świetne i o to nam chodzi. Daje dużo satysfakcji, że to się udało osiągnąć. Planując nawet mniej lub bardziej świadomie.

Co akurat lubicie słuchać podczas podróży?

To będzie banalna odpowiedź, ale nie słuchamy muzyki w podróży, chyba, że za taką uznać szkice naszych nowych utworów, nad którymi czasami pracujemy w drodze. Nasz kierowca słucha radia w busie, ale zazwyczaj jest to muzyka bardzo dalekiego tła. Kilka dni temu w nocy słuchaliśmy audycji radiowej Bogusława Wołoszańskiego, wszyscy z równym zainteresowaniem historii o tym, jak Stalin eliminował swoich partyjnych sojuszników.

Dzięki serdeczne za rozmowę!

Rozmawiał Mateusz Grzeszczuk






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz