Polub nas na Facebooku: https://www.facebook.com/Podsluchalniaa : )
Mateusz Grzeszczuk:
Wychodzę z propozycją, żeby wasi fani przychodzili na koncerty w kapturach.
Radek : Robin Hood
inspirował nas od maleńkości, dlatego lubimy te kaptury.
Michał: Bardzo dobrze
powiedziane! Te kaptury się pojawiły, bo to jest tylko kwestia wyjścia na
scenę, kiedy chcesz zostać...
R: Anonimowy!
M: Oczywiście to się nie
udaje. Czyli pierwsza rzecz: z biegu, wtedy kiedy wchodzisz na koncert i po
koncercie chcesz ukryć słabą fryzurę (śmiech).
Trzeba jeszcze jakąś chustkę
a’la Pezet.
R: Chusta to już jest za
dużo, bo to trzeba wiązać.
M: Ale zdecydowanie należy
wprowadzić ręczniki. Jak będą ręczniki to nie będzie kapturów.
W dodatku pomyśleć o własnej
sieci odzieżowej: Kamp! Wear
M: Tak, to możemy. Nawet
myśleliśmy o tym!
R: Ale spokojnie to jak
wydamy siódmą płytę hip – hopową to będziemy się tak ubierać.
Kult klasyki i parcie wstecz.
Czy prywatnie, tak jak muzycznie jesteście też takimi „chłopakami w retro”?
Może zbieracie jakieś przedmioty?
R: Z gromadzenia - to nam
ostatnio odbiło na punkcie syntezatorów, mamy bzika! To i tak jest dosyć
kontrolowany proces, tak więc to jedyna rzecz. W ostateczności przęt nadaje się
tylko do komponowania muzyki.
M: Ja akurat tylko zbieram
płyty winylowe.
R: Ale to też nie jest
jakaś retromania. Nie mamy ciągot, a lata 80te zawsze gdzieś się u nas
przewijały, bo jesteśmy tym pokoleniem.
M: Myślę, że ten okres
jest ważny w muzyce pop. Miał wpływ na wiele gatunków – house, hip- hop, post-
punk. To jest bardzo ciekawy czas w muzyce i warto do niego wracać, korzystać,
jednocześnie cały czas gnać do przodu. Spotkać się gdzieś w środku.
R: W środku lat 80’tych
(śmiech). To będzie gdzieś w 85’tym!
Gracie od dawna, całkiem
niedawno udało wam się wskoczyć „stopień wyżej’’, a ludzie…
M: Czekaj, czekaj! Staram się uprzedzić pytanie,
które pojawia się tylko w Lublinie. No powiedz, powiedz.
R: No ja nawet nie
udzielałem tego wywiadu.
W skrócie: gracie to samo, a
wasi fani uważają, że „kiedyś, kiedyś to było lepiej”.
M: Tak! Lublin! Tak, to pytanie pada tylko w
Lublinie!
R: Po drugim koncercie w
Soundbarze mieliśmy taki zarzut, że nie brzmimy tak jak na pierwszym koncercie.
Pierwszy – 2010. Drugi – 2011. Na przestrzeni roku okazało się, że się
sprzedaliśmy. A że do płyty jeszcze było jeszcze hen hen… Ofensywni
jesteście!
M: Ale to jest ciekawe! Ostatnio mieliśmy koncert
w Domu Kultury, który skończył się nagłym wyjściem pani dziennikarki, która
pytała dlaczego się sprzedaliśmy, splagiatujemy, dlaczego zrobiliśmy remix
Brodki. Przynajmniej kilka takich zarzutów, które trzeba byłoby wyjaśniać w
sądzie.
R: Byliśmy pod ścianą.
M: Dokładnie tak. W krzyżowym punkcie pytań.
Ale nadal nie macie kontaktu z
Brodką?
R: Tak, nadal nie
sprzedaliśmy się bo nie mamy kontaktu z Brodką (śmiech).
Co do kontraktów. Im bardziej
wgłębialiście się w umowę, tym bardziej zwlekaliście z jej podpisywaniem.
Odstraszyły procedury?
R: Wytwórnie działają po
to, aby zarabiać, więc generalnie dobro artystów mają na drugim miejscu.
Uważaliśmy, że to co zbudowaliśmy sami, nasz pomysł, czas, energia, cztery lata
pracy powinniśmy kontynuować samodzielnie. Później ktoś zechce to
zmonetyzować albo zgarnąć owoce tej pracy… To była dla nas bardzo trudna
decyzja, a to dodatkowo nie mieliśmy wtedy o tym zielonego pojęcia. Latem
zeszłego roku nie wiedzieliśmy nawet jak promować płytę, co robić. To taki
jedyny moment w naszym pięcioletnim działaniu. W perspektywie roku była to
najlepsza decyzja.
Różni się według Was granie w
różnych regionach Polski? Wschód może być bardziej "melancholijny", Warszawa
- otwarta? Dostrzegacie jakieś różnice w odbiorze elektroniki?
Nie dostrzegliśmy takiej
zależności. Oczywiście publiczność potrafi się różnić, ale to raczej wynika z
różnych innych czynników, które działają akurat tego dnia, w tym mieście, w
takim a nie innym klubie, ale chyba nie wpływa na to położenie geograficzne, co
nie zmienia faktu, że uwielbiamy pojawiać się w mniejszych miastach, gdzie
przyjęcie jest zawsze bardzo entuzjastyczne.
Jak wytłumaczylibyście fakt,
że jesteście szczególnie znani w krajach latynoskich?
R: To jest bardzo proste.
Latynosi mają bardzo podobny zmysł melodii, harmonii do Polaków. Oni uwielbiają
melodyjne rzeczy. Jest krąg harmonii, na które bardzo dobrze reagują i nie
chodzi tu konkretnie o Polską muzykę. To musi być coś subtelnego. Latynosi nie
połknęliby Berlińskiego techno, chociaż uwielbiają tańczyć. Wydaje nam
się, że w tej kwestii mamy im coś do zaproponowania.
Padło określenie, że wszystkie
ballady o miłości, wasze piosenki na
czas ”po nieudanej randce” chcecie zmienić w istną petardę!
R: Myślę, że na ten temat
powinien wypowiedzieć się Tomek, nasz tekściarz. Ale coś w tym jest. Muzyka
musi być słodko- gorzka. Nie wszystko nam się udaje, ale nawet te momenty,
które są gorsze zawsze można przekuć na coś innego.
M: Ale to jest właśnie
nasz cel, który udało się zrealizować. O tym, że płyta jest spójna i nadaje się
do samochodu. Jedzie się i dobrze się tego słucha – to chyba najlepszy
komplement. Ta płyta jest inna przed imprezą, po imprezie.
R: Utwory na imprezę.
(śmiech).
M: Więc to jest świetne i
o to nam chodzi. Daje dużo satysfakcji, że to się udało osiągnąć. Planując
nawet mniej lub bardziej świadomie.
Co akurat lubicie słuchać
podczas podróży?
To będzie banalna odpowiedź, ale
nie słuchamy muzyki w podróży, chyba, że za taką uznać szkice naszych nowych
utworów, nad którymi czasami pracujemy w drodze. Nasz kierowca słucha radia w
busie, ale zazwyczaj jest to muzyka bardzo dalekiego tła. Kilka dni temu w nocy
słuchaliśmy audycji radiowej Bogusława Wołoszańskiego, wszyscy z równym
zainteresowaniem historii o tym, jak Stalin eliminował swoich partyjnych
sojuszników.
Dzięki serdeczne za rozmowę!
Rozmawiał Mateusz Grzeszczuk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz