2013 jest już tylko wspomnieniem. Czy mniej czy bardziej przyjemnym, to już jest indywidualna kwestia każdego z nas. Jeśli chodzi o wspominki stricte rapowe to bez wątpienia ten rok, jest rokiem dobrym, chociaż na pewno nie specjalnie wybitnym. Dla mnie osobiście był to czas wyjątkowy, bo zacząłem współtworzyć Podsłuchalnie, a po pewnym czasie dołączyło tu moich dwóch serdecznych przyjaciół, co tylko dodało kolejny temat do naszych wspólnych dyskusji. Sam start pisania jest dla mnie czymś niecodziennym, bo moje lenistwo zazwyczaj powodowało, że nie chciało mi się i odkładałem ważne sprawy na bok, ale tym razem sam z siebie zaproponowałem to Mateuszowi, a ten zgodził się bez zbędnego gadania, za co w tym miejscu chciałem mu serdecznie podziękować (i wejść głęboko w tyłek). Podczas tego półrocza, nauczyłem się naprawdę wiele jako słuchacz i jako osoba tworząca teksty i życzę sobie samemu żeby mój rozwój w tych dziedzinach nie zatrzymywał się. No, ale ad rem, jak mawiali w Starożytnym Rzymie, w przerwach między dymaniem swoich sióstr i rąbankami gladiatorów.
Szczegółowe podsumowywanie całego
roku mija się z celem, bo primo ani Wy tego nie przeczytacie, secundo nie
przesłuchałem tylu płyt, by być w stanie podjąć się tego naprawdę rzetelnie.
Uznałem więc, że wymienię i krótko opiszę te albumy z Polski i zza granicy,
które zrobiły na mnie największe wrażenie w tym roku, ale nie są to Ci
najbardziej znani. Kolejność jest zupełnie dowolna, wiele pozycji, które
zapewne znajdą się w "branżowych" tekstach nie znajdą miejsca tutaj,
bo widocznie z jakiegoś powodu nie podeszły mi do gustu (Yeezus jest dla mnie
dobrą, ale nie wybitną płytą), bądź nie zdążyłem ich przesłuchać (nowy Em
np.).
Przy każdej pozycji postaram się
dodać najlepszy jak i najsłabszy element, oraz wrzucić numer, który jak dla
mnie, zjada pozostałe. Zapraszam do lektury.
USA
1. Mac Miller - Watching Movies With The Sounds Off
Mac Miller kojarzył mi się głównie ze
śmiesznymi i luźnymi trackami o najkach czy o najlepszym dniu, nagrywanych przez nastolatka dla nastolatków.
Nigdy mi ta stylistyka nie siadała, za to wielu moich znajomych jarało się nim
okrutnie i dziwiło mi się, że nie podzielam adoracji tego gościa. Jako, że
życie uwielbia ironię, to przy wydaniu jego najnowszego albumu sytuacja
odwróciła się o 180 stopni. Ale nie uprzedzajmy faktów. Z racji małej ilości
miejsca strzeszczę się do minimum. Mac na tej płycie kompletnie zmienia styl i
jawi się jako człowiek strasznie zgorzkniały, będący na odwyku od kodeinowych
drinków i marihuanowych uniesień. Zmienia się także brzmienie bitów w jakich
porusza się raper. Parę z nich spokojnie możemy uznać za stricte cloudrapowe,
inne zbliżają się do tego gatunku, choć trzeba przyznać, że zdażają się też
bardziej klasyczne numery. Lirycznie cała produkcja stoi na bardzo wysokim
poziomie, a sam Mac potrafi zaskoczyć, to naprawdę świetnym flow, to bardzo
dojrzałymi spostrzeżeniami. Teraz to moi
znajomi nie słuchają Maca, a dla mnie ten gość jest największym zaskoczeniem
tego roku. Karma is a bitch.
+ - genialne bity, klimat, klimat,
klimat!, całkowita zmiana stylu (dla nielubiących go wczesniej)
- - momentami całkowie odejście od
rapowania kosztem śpiewu, nie każdemu musi się to podobać, całkowita zmiana
stylu (dla starych fanów)
Najlepszy
numer: Objects In The Mirror
2. Yelawolf - Trunk Music Returns
Co tu dużo mówić, to mój ulubiony raper, do
tekstu o nim zabierałem się od dawna i naprawdę żałuję, że wciąż on nie powstał
(ale powstanie, obiecuję!). Tak czy siak
Yela, po swoim przeciętnym, oficjalnym debiucie w Shady Records, postanowił
przyznać się do błędu swoim fanom i wrócić do stylówki, którą ujął sobie serca
słuchaczy. Tak na marginesie, ilu raperów publicznie mówi o tym, że ich ostatni
album był zły i przepraszają za to fanów? Odpowiedź pozostawiam Wam. Trunk Music Returns jest duchowym
spadkobiercą cudownej Trunk Music 0-60 wydanej w 2010 roku. Nie jest to jednak
pełnoprawne LP lecz mixtape, jednak w żadnym wypadku nie stawia to tego
materiału w gorszej pozycji startowej. Poza tym legalny, darmowy download to
jest to, co kochają wszyscy fani każdego artysty na świecie. Sam materiał
pokazał, że raper opamiętał się ze swoich podśpiewywanych nostalgicznie
piosenek i znów zabrał się za robienie pełnokrwistego rapu, tym razem
nasyconego klimatem przywodzącym na myśl serial Z Archiwum X. Dodatkowo mixtape
ten zamyka jeden z najlepszych i najszczerszych lovesong'ów jakich było mi dane
słuchać, Tennessee Love, który chwyci za serducho i gardło każdego, bez
wyjątku. Na wyróżnienie zasługuje także produkcja, gdyż każdy pojedynczy bit
współgra z resztą i tworzy nastrój, jakby to Molder i Scully stali za
podkładami. Tego nie da się opisać, tego trzeba posłuchać.
+ godny następca Trunk Music, mam dodawać
coś więcej?!
- przeciętne gościnne zwrotki, niektóre
numery mają jednak za mało "ikry"
Najlepszy
numer: Tennessee Love
3. Danny Brown - Old
Ten album powinien być dwupłytowy. Tak
skrajnie różniących się części płyty nie słyszałem chyba jeszcze, serio. Występują tu co prawda podział na SIDE A i
SIDE B, ale to jednak nie przygotowuje słuchacza na to co dzieje się na tym
krążku. Danny pokazuje to swoiste dwie twarze, gdyż na pierwszej części możemy
usłyszeć starego rapera, jest to swoisty hołd dla starych fanów rapera, jeszcze
z czasów współpracy z Black Milk'iem. Dostajemy brudny, dosadny i szczery opis
życia w najciemniejszych zakamarkach Detroit. Jest klasycznie, bez zbędnych
udziwnień. Ba, przy takich numerach jak Clean Up czy Lonely, wręcz relaksujemy
się przy słuchaniu. Jednak kiedy w naszym odtwarzaczu wjeżdża numer 11 i SIDE B
to zaczyna się szaleństwo. Danny uruchamia swoje skrzeczące flow i przestaje
mieć jakiekolwiek hamulce na bicie. Narkotyki, seks, alkohol, a to wszystko
uzupełnione w tak odjechane podkłady, że nie chcę wiedzieć czym musieli się
"inspirować" twórcy takiej muzyki. Faktem jest, że znajdzie się tu
spokojniejszy Dubstep, ale to co się dzieje potem trzeba po prostu usłyszeć.
Bardziej pokręconych kawałków w tym roku nie było, serio. A tak poza tym,
"Old" to jedna z najlepszych płyt anno domini 2013, ale to tylko
dodałem na marginesie.
+ - sam Danny, który pokazuje swoje dwie,
zupełnie przeciwstawne twarze i każda z nich jest świetna
-
- dla
niektórych to co wylewa się z głośników może być za mocne. W side a chodzi mi o
teksty, w side b o wszystko. Serio.
Najlepszy numer (tu będzie wyjątek, bo obie części różnią się tak diametralnie,
że inaczej się nie da):
SIDE
A: Torture
SIDE B: Smokin & Drinkin
4. Logic - Young Sinatra: Welcome to Forever
Młody gniewny, jeden z najświeższych nabytków
Nas'a, jeden z Freshmen'ów XXL z 2013 roku. O tak, ten chłopak ma papiery na
namieszanie w rapgrze. Ten mixtape zamyka pewien okres w jego życiu, gdyż
następnym zapowiedzianym projektem jest jego legalna płyta. Logic od zawsze
podążał swoją dość bezkompromisową ścieżką, także tym bardziej cieszy mnie
fakt, że został on zauważony przez wielkie wytwórnie i trzymam za niego mocno
kciuki. A co takiego Młody Sinatra może zaproponować słuchającym? Przede
wszystkim wszechstronność. Jest on raperem bardzo wszechstronnym i pokazuje to
na tym mixtape'ie w wielu sytuacjach. Dość delikatne wejście i lekkie intro, a
ponim 925, później przeradzają się w cięższe 5Am, które potem nagle zmienia się
w Feel Good... I tak cały czas. Logic to przyspiesza, to podśpiewuje, to rzuca
panczlajn, słowem stara się aby jednostajność nam nie groziła. Muszę wspomnieć
też o numerze pod tytułem Randolph Returns (skit) i, dla mnie, to skit roku.
Dodam, że żeby go zrozumieć, trzeba śledzić twórczość Logica od początku, ale
wtedy pięknie rozumie się wszystkie smaczki, zawarte w tym skicie. Ja uwielbiam
do niego wracać. Dość kontrowersyjnym zabiegiem jest wykorzystanie 4 instrumentali
na tym projekcie, co czasem może momentami kłuć w uszy, ale to nie jest jednak
w żadnym stopniu argument. Mixtape'y sygnowane jako Young Sinatra utworzyły za
sprawą opisywanego tutaj trylogię i warto je wszystkie przesłuchać, żeby
dostrzec ewolucję, jaką ten gość przebył na przestrzeni 2 lat, od typka z
potencjałem, po wartościowego rapera, którego propsuje sam Nas. Warto śledzić
tego chłopaka, bo słuchanie jego rapu daje naprawdę dużo radości.
+ - charyzma, wszechstronność, świetny
dobór bitów, czuć u chłopaka ten "pazur", skit z Randolphem! :D
-
- "kompleks białej
skóry", często można usłyszeć o tym, że jest biały, to staje się
denerwujące po pewnym czasie; strasznie ciężko jest przesłuchać całość na jeden
raz, troszkę za dużo kawałków na trackliście
Najlepszy
numer: Common Logic/ Midnight Marauder
5. Machine Gun Kelly - Black Flag
Sytuacja Machine Gun Kelly'iego była trochę
podobna do sytuacji Yelawolfa. Jego legalny debiut nie porwał tak samo jak
poprzedzające go produkcje, ale u Kells'a sytuacja była troszkę inna, bo szalę
goryczy w tym przypadku mała ilość nowych numerów na LP, co w przypadku 13
numerów w zwykłej edycji jest zagraniem delikatnie poniżej pasa. Ale MGK, tak
jak Yela, wziął sobie do serca słowa fanów i jego następny, opisywany tutaj,
projekt zawierał już same świeżynki, które były/są po prostu świetne. Mamy tu
cholernie szerokie spektrum rapowych klimatów. Jest i stylizowane na numery ze
starego dobrego "Tony Hawk's Pro Skater" Skate Cans, jest Mind Of A
Stoner z Wiz'em Khalifą, znajdzie się też miejsce na genialny, choć bardzo
seksistowski, 50 Interlude,a mamy tu też bardziej osobiste numery... Uff, Black
Flag, to naprawdę przejazd przez całe życie tego zwariowanego 23-latka. Całą jazdę uprzyjemniają nam, a jakże,
świetne podkłady . Trap, troszkę elektroniki, szczypa oldskulowych brzmień czy
czasem łyżeczka cukru. Wbrew pozorom smakuje i brzmi wyśmienicie, a to jak
autor po tych bitach zasuwa, to jest dopiero uczta dla uszu... Kończąc, z racji
małej ilości miejsca, muszę to powiedzieć - jak dla mnie to absolutny TOP tego
roku i polecam z całego serca.
+ - potężna różnorodność, zauważalny
progres, zmniejszenie "cukru" z LP, kosztem ostrzejszych wersów
-
wciąż nie ma tego na
fizyku, przy poważniejszych tematach Kells nie zawsze jest najlepszym życiowym
doradcą
Najlepszy
numer: 50 Interlude
Kończąc temat rapu z USA zostawiam wam listę
kolejnych 5 albumów, które też uważam za naprawdę warte uwagi, ale wtedy tekst
zająłby za dużo miejsca, a mi głowa wyparowałaby przy jego tworzeniu ;) Ale
żebyście nie byli w czarnej dupce to rzucam wam po singlu z każdej z tych płyt.
1.
Chance the Rapper - Acid Rap
Rap
bardzo lekki, choć nietypowy, nie mniej jednak gość został uznany za Rookie of
the Year, także byle komu tego tytułu się nie przyznaje.
2.
Yonas - The Black Canvas
Gość,
który robi muzykę z samego środka serca, masa darmowych albumów, duże skillsy,
choć często zarzuca mu się cukierkowatość, to nie dajcie się zwieźć, kocur z
niego pierwszej klasy.
3.
Dope D.o.D. - Da Roach (oni nie są akurat z USA, ale z Holandi, lecz nawijają
po angielskiemu)
Tych
trzech szaleńców robi rap zupełnie inny niż to co prezentowałem Wam dotychczas.
Klimat ich rapu jest mroczny, niepokojący, słyszalne są inspiracje horrorcorem,
a to wszystko grane jest na takich bitach, że na ich koncertach pogo to rzecz
całkiem normalna.
4.
Bliss n Eso - Circus In The Sky (a te ancymony, to z Australii pochodzą)
Obok
Hilltop Hoods, rapowi ambasadorzy Australii na świecie. Zarzuca im się straszny
populizm, ale jak dla mnie nie każdy rap musi być o dziwkach, dragach i
osiedlu. Na swojej poprzedniej płycie dograł im się chociażby Xzibit, teraz
zaprosili Nas'a, także fejm się musi mimo wszystko zgadzać.
5.
Snow Tha Product - Good Nights And Bad Mornings 2: The Hangover
W
połowie Meksyk, w połowie USA. Piekielny temperament i niespożyte pokłady
energii. A to wszystko schowane w ciele tej małem kobiety. Przyspiesza jak szalona,
umie śpiewać (nie podśpiewywyać!) , rzuca celne wersy, a jak wjedzie u niej
benger, to cały dom się trzęsie. Jedna z najlepszych kobiet w raprze, musicie
ją sprawdzić.
haha jakie chujowe top ja pierdole od zawsze wiedzialem ze masz chujowy gust.
OdpowiedzUsuńJakie słabe prowo :D
Usuń